Skocz do zawartości
nasiona konopi

grower

Wielki kryzys marihuany w 2011 roku, lekcja biznesu na czarnym rynku


Recommended Posts

Opublikowano

 

Cytat

 

Jak mawiała ci babcia: "Dziecko, ucz się na błędach." Ile w tym racji ... Często jedyna droga do sukcesu to potknąć się, wstać i zacząć od początku, stosując nowo zdobyte doświadczenie. Służy również temu, który stoi obok. Trzeba więc słuchać opowieści o tych, którzy próbowali przed nami (tych, którzy odnieśli sukces, ale również tych, którym się nie udało), aby powtórzyć ich sukcesy i nie popełniać ich błędów.

Dziś opowiemy wam jedną z tych historii. Zdarzyło się to w stanie o nazwie Kolorado, położonym na zachodzie Stanów Zjednoczonych i sławnym na całym świecie ze swych Gór Skalistych, stolicy (Denver) oraz, od niedawna, z bycia pierwszym stanem w Stanach Zjednoczonych, w którym stosowanie marihuany do użytku rekreacyjnego jest legalne. 
 
W dniu 1 stycznia, wraz z 12 uderzeniem zegara, weszła w życie 64 poprawka, która pozwala mieszkańcom Kolorado i turystom spokojnie wejść do sklepu, podejść do lady i poprosić o trzy gramy marihuany, idź do domu, zrobić skręta i spokojnie go wypalić, nie martwiąc się czy po drodze zatrzyma ich policja. To z jednej strony. Z drugiej strony umożliwi to również rozkwit produkcji, dystrybucji i sprzedaży.
 
Jednakże, w stanie Kolorado istnieje już dobrze prosperujący sektor gospodarki oparty na konopiach, jak dotąd legalnych do zastosowania terapeutycznego. Jego rozwój jest przykładem dla krajów takich jak nasz, gdzie zakaz może - i powinien - wkrótce zostać zniesiony. Co zrobić, gdy miękkie narkotyki wychodzą z ukrycia? Jak ukształtować obiecującą sieć biznesową, pochodzącą z czarnego rynku kontrolowanego przez gangi i dilerów? Zobaczmy, co zdarzyło się w krainie Gór Skalistych.
 
Trzecie tysiąclecie, pierwszy joint
 
Wróćmy do roku 2000, kiedy wyborcy w Kolorado opowiedzieli się za poprawką legalizującą spożycie marihuany do celów leczniczych. Zaraz po jej wprowadzeniu, jak grzyby po deszczu pojawiły się punkty sprzedaży, będące czymś w rodzaju aptek, w którym głównym lekiem jest marihuana (lub jej pochodne), a klienci są raczej pacjentami (przynajmniej w sensie prawnym). 
 
Początkowo działały praktycznie bez kontroli ze strony służby zdrowia, ale wkrótce Departament Zdrowia Publicznego postanowił zająć się tą sprawą i ograniczył do pięciu liczbę pacjentów, obsługiwanych przez każdy z takich punktów. Zrobił się niezły cyrk, stowarzyszenia marihuany łapały się za głowę, aż po długiej batalii sądowej zdołano znieść to ograniczenie pod koniec 2007 roku.  
 
Minęły kolejne dwa lata, bezskutecznie próbowano ponownie wprowadzić ograniczenia, dyskusja utknęły w martwym punkcie, aż w końcu w 2010 roku, nabrano rozumu. Okazuje się, że dziesięć lat wcześniej, kiedy zniesiono weto nikt nie zastanowił się, że właśnie powstawał nowy rynek medycznej marihuany posiadający potencjał, by stać się całym sektorem gospodarczym. Ale tak właśnie się działo i teraz należało wprowadzić zasady.
 
Pośpiech, który otworzył puszkę Pandory
 
W 2010 roku zostały ustalone zasady. Ustanowiono system licencjonowania, który zmusił hodowców i właścicieli punktów do zrzeszania się. Do tego czasu pierwsi hodowcy działali jako osoby prywatne, które zajmowały się uprawą marihuany nieformalnie i sprzedawały swoje plony punktom sprzedaży lub bezpośrednio klientom, bezpośrednio lub za pośrednictwem firmy kurierskiej. Zgodnie z nowymi przepisami, stało się to niemożliwe.
 
Od tego czasu hodowcy potrzebowali przedsiębiorców posiadających licencję na sprzedaż, a przedsiębiorcy potrzebowali hodowców, ponieważ prawo wymagało od ich wytworzenia co najmniej 70% tego, co sprzedają. Jedni mieli doświadczenie i wiedzę, drudzy pieniądze i punkty sprzedaży. Mogłoby się wydawać, że jest to kwestia synergii, ale była to raczej wymuszona symbioza potrzebna, by przetrwać i w wielu przypadkach niosła ze sobą nieprzyjemne konsekwencje.
 
Początkowo jednak wszystko wydawało się iść gładko. Ścisła kontrola władz stanu oddaliła władze federalne i uwolniła od strachu przed ich najazdem, tworząc klimat stabilności sprzyjający profesjonalizacji tego sektora. Wielu przedsiębiorczych zdecydowało się działać, ubiegać o pozwolenia, otwierać sklepy ... To była typowa cisza przed burzą.
 
"Omdlenie" w 2011
 
Wraz z pojawieniem się nowych graczy, rynek medycznej marihuany stał się bardzo konkurencyjny, szczególnie na skutek innej nowości wprowadzonej przez normę z 2010, która łączyła wielkość dozwolonej produkcji z liczbą zarejestrowanych pacjentów. Przedsiębiorcy zastosowali prostą logikę: trzeba było przyciągnąć więcej pacjentów, by móc produkować więcej trawy i zarobić więcej pieniędzy. Jasne jak słońce.
 
Nie wiedzieli, że logika ta, która z pewnością zadziałałaby doskonale w przypadku sprzedaży butów czy zegarków nie była tak łatwa do przeniesienia na uprawę marihuany. Partnerzy hodowcy zadbali, by to zrozumieli - aby produkować więcej marihuany nie wystarczy docisnąć guzik i przyspieszyć montaż. Marihuana i jej uprawa to delikatny proces, który trwa sześć miesięcy i zależy od co najmniej dwóch istotnych czynników: światła i przestrzeni. 
 
Aby uprawiać więcej roślin, potrzebny jest większy teren oraz zakup drogich systemów sztucznego oświetlenia, co znacznie zwiększa koszty. W przeciwnym razie, jakość produktu spada. Tak więc, drogi wspólniku, nie jest możliwe zwiększenie produkcji marihuany przy jednoczesnym obniżeniu ceny, tak jak zamierzałeś. Tutaj twoje kapitalistyczne dogmaty nie działają.
 
Ale musiały działać, nie było wyboru. Dystrybutorzy obiecali zapłacić dostawcom i najemcom kiedy tylko zbiory będą gotowe i sprzedane, ale był tylko jeden sposób na zarobienie pieniędzy na tak konkurencyjnym rynku: obniżyć cenę, zdobyć więcej pacjentów i zwiększyć produkcję. Styl baru z fast foodem: marża jest mała, ale sprzedawana jest duża ilość, co koniec końców się opłaca.
 
Wielu tak w końcu zrobiło, za nimi poszli następni, a za nimi kolejni i w ten sposób rzeczywiście pozyskiwali klientów, ponieważ niektórzy wolą zapłacić niewiele za przeciętną trawę, niż wydać więcej na prawdziwą marihuanę. Niestety, w ten sposób pogrążali się w zamęcie i nie byli w stanie zobaczyć, że pogrążają również cały biznes. Tak właśnie wybuchł w Colorado kryzys na rynku marihuany w 2011 roku.
 
Przemytnicy i ci, którzy przetrwali
 
Ceny spadały i wielu skunowym MŚP nie opłacało się już produkować tak drogo po to, by sprzedać tak tanio, tak więc powróciły czasy ukrywania się i przemytu. W sąsiednich stanach, gdzie marihuana była całkowicie zakazana, wielu ludzi było skłonnych zapłacić duże sumy pieniędzy  nawet za niskiej jakości marihuanę. Na czarnym rynku produkt jest dobrze płatny, ale istnieje również czynnik ryzyka.
 
Niektórzy zdecydowali się na przemyt i wpadli w szpony władz federalnych, inni zamykali firmy, gdyż straty były zbyt duże... Faktem jest, że ci, którzy zdecydowali się na model baru z fast foodem upadli, pozostawiając rynek w rękach tych, którzy kierując się dobrą oceną postanowili sprzedawać drożej i utrzymywać jakość.
 
Jak dotąd nie szło im źle, ale dopiero w 2014 roku zbiorą prawdziwe owoce swojej pracy. Marihuana do celów rekreacyjnych jest już legalna w Kolorado i wielu porównuje scenariusz, jaki miał miejsce na koniec prohibicji. Ponadto oczekuje się, że turystyka związane z konopiami znacznie wzrośnie, a niektórzy już mówią o Denver jako o nowym Amsterdamie.
 
A nie są to wcale najważniejsze czynniki. Przedsiębiorcy w tym regionie stali się przykładem dla przedsiębiorców chcących opanować ten rynek w innych miejscach, w oraz poza Stanami Zjednoczonymi. Płacą, by móc uczyć się na ich błędach, ale także by powtórzyć ich sukcesy. I to jest najlepszy dowód na to, że miejsce marihuany jest w sklepach, a nie na czarnym rynku, dowiedziono tego w Kolorado, gdzie w końcu to „dobrzy” wygrali. Można się było tego spodziewać. W końcu to amerykański film.
 
Sean Azzariti weteran wojny w Iraku, jako pierwszy kupuje marihuanę (Bubba Kush) do celów rekreacyjnych, w stanie Kolorado, za kwotę 50 $.

 

 
Gość
This topic is now closed to further replies.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Polityka prywatności link do Polityki Prywatności RODO - Strona tylko dla osób pełnoletnich, 18+