Skocz do zawartości
thc-thc

centrummarihuany


Gość Byndzek

Recommended Posts

Założyłem ten temat, bo nie ma w tym dziale podobnego (aż dziwne :D). Zacznę jako pierwszy, jako że ostatnio miałem przyjemność spożyć grzybki

Rodzaj: Cubensis B+ (suszone)
Ilość: 3 gramy
Czas trwania fazy: ok. 5 godzin

TRIP REPORT:

========================================

Pojechaliśmy z kumplem na jakąś odludną polanę w środku lasu, aby czuć swobodę podczas przeżyć związanych ze spożyciem grzybów halucynogennych ;). Po drodze kupiłem dwie czekolady, maślankę truskawkową i wodę mineralną. Pojechaliśmy tam na rowerach. Z początku uważaliśmy, to za bezmyślne, ale stwierdziliśmy, że i tak będziemy tam siedzieć, aż wytrzeźwiejemy.
Po dotarciu na miejsce rozpaliliśmy małe ognisko (w sumie bardzo się przydało, bo sporo pszczół tam latało) i zaczęliśmy szamać zibeny ;]. Miałem przy sobie 8g Cubensis B+, ale stwierdziłem, że na pierwszy raz wystarczą po 3g na głowę. Smak jak dla mnie był okropny, ale pomimo tego zjadłem wszystko na raz i długo żując powstrzymywałem się przed popiciem nawet wodą, aby efekt był lepszy. Mogliśmy w zasadzie kupić sok z czarnej porzeczki jako inhibitor, ale jako że to miał być pierwszy trip na grzybach, to stwierdziliśmy, że nie będziemy kombinować.
Po zjedzeniu nostalgicznie czekaliśmy na działanie psylocybiny. Wpatrywałem się w drzewa doszukując się pierwszych oznaków fazy. Zadawałem sobie pytania typu: Czy to drzewo zawsze było takie krzywe? Albo czy jest aż taki wiatr, że gałęzie powiewają? To wszystko były tylko złudzenia, prawdziwa faza bowiem weszła po ok. 1 godzinie. Od tego momentu pominę pomiar czasowy, ponieważ jest on bardzo trudny do określenia z uwagi na stan jaki nastąpił potem.
Z początku strasznie mdlił mnie brzuch, lecz za każdym razem kiedy odczuwałem jakieś niedogodności przypominałem sobie słowa jednego znajomego, że ‘nie chciałbym mieć bad tripa na grzybach’. To mnie jakoś dziwnie rozweselało i wszystko wracało do normy. Pierwsze oznaki to były iluzje a piasku. Gdy spojrzałem na mały obszar pozbawiony roślinności (leżały tam tylko jakieś patyki i małe kamyczki), to zauważyłem że układają się one w jakieś logiczne i harmoniczne symbole (np. Sześciokąty foremne, litery, cyfry...). Później w tym obszarze dostrzegłem coś jakby robaki powstające z pod piasku. Nie bałem się tego, bo ty było bardzo interesujące, a ja jako człowiek nauki w życiu nie zaprzepaścił bym takiej ciekawej okazji. Chwilę z kumplem się nad tym zastanawialiśmy, aż weszła faza właściwa. W tym momencie utraciłem całkowicie znaną mi dotąd interpretacje czasu. Obraz wydawał się jakby rozciągnięty poziomo oraz pochylony na lewo, potem jeszcze doszło widzenie jak przez ‘rybią soczewkę’.
Następna rzecz jaką się dało zauważyć i moim zdaniem najbardziej zdumiewającą były zmiana koloru trawy, przez wszystkie znane spektra, od czerwieni po fiolet, jak w pryzmacie. Ogólnie trawa i cała zieleń (ta przyziemna – o drzewach za chwilę ;]) wydawała się jakby rosła na moich oczach. Powodem takiego spostrzeżenia był pewnie fakt, że drobniejsze szczegóły dostrzegałem później. Dawało to efekt jakby się one pojawiały nagle. Kolejną rzeczą która mnie dosyć denerwowała, aczkolwiek była również interesująca było echo dźwięków, zwłaszcza mowy. Głównie przez to nie mogłem skleić porządnego zdania, aby opisać kumplowi co widzę. Okazało się to jednak niepotrzebne, bo osiągnęliśmy jakąś zadziwiającą spójność myśli. Cokolwiek któremu z nas wpadło do głowy, jakiś pomysł, spostrzeżenie – drugi momentalnie wiedział to samo! Ciekawe czy prowadzą jakieś szersze badania nad Psylocybiną, bo jest to bardzo ciekawa substancja. Potem kumpel nie pamiętam dlaczego, ale wlazł na drzewo, z początku się przestraszyłem, ale nie wlazł wysoko, więc dalej radowałem się tym co widzę. Następny ciekawy efekt, który prawdopodobnie był spowodowany rozciągnięciem obrazu było skrócenie mojego roweru :D. Dosłownie, rower niedość, że wydawał mi się jak z gumy, to jeszcze był krótszy, jakby taki bajkowo-zabawkowy. Jednak jazda na nim była świetna, jeździłem prawie połowę fazy po tej polanie w kółko, spoglądając na koloryzującą trawę.
Teraz czas na najciekawszą rzecz, mianowicie wzory pojawiające się na tle drzew. Ogólnie same drzewa wydawały się żywe. Wtedy zrozumiałem, że to prędzej one nas obserwują niż my pod wpływem grzybów. Wracając do wzorów – pośród drzew przeplatały się przeróżne wzorki, fraktale, sinusoidy, kwadraty, spirale. Ogólnie wydawało mi sie, że mój obszar widzenia jest podzielony na takie jakby ‘piksele’ z tym, że nie były one kwadratowe, a raczej okrągłe i wirujące. Bardzo ciekawa sprawa. Te wzory przedstawiały niesamowity rytm, jakby były wizualizacją jakiejś energetyzującej muzyki. Oczywiście były one różnokolorowe i bardzo żywe. Ten etap wywarł na mnie największe wrażenie, doszedłem wtedy do ciekawych refleksji, m. In. Że wszystko pulsuje, cały świat żyje według jednego rytmu, który nagle mogę poczuć, że teoria strun (fizyka) jest prawdziwa i odzwierciedla realną naturę wszechrzeczy. Nie musiałem nic kumplowi tłumaczyć, bo jak wcześniej wspomniałem – on wiedział. Gdy tylko próbowałem złożyć jakieś zdanie, on od razu mówił tylko ze zdumieniem ‘Ja wiem o co ci chodzi!’.
Bardzo ciekawa sytuacja występowała również, kiedy brałem łyk wody. Zarówno ja jak i mój kumpel po przełknięciu tego płynu odczuwaliśmy nagły szok. On to charakteryzował jak walnięcie pioruna, ja po części też, ale bardziej to utożsamiłem z NDE (Near Death Experience), dosłownie jakbym się nagle znalazł na granicy śmierci i od razu odżył na nowo. Przez kilka sekund po tym faza wydawała się lżejsza, mózg bardziej ożywiony (pewien znajomy określił to jako respawn). Może w trakcie tego picia wody organizm wydalił do krwiobiegu sporą dawkę adrenaliny z nieznanych przyczyn? Nie wiem, ale było to zdumiewające uczucie.
Następnie przyglądaliśmy się kilku ślimakom (tym takim bez skorup co w lasach żyją), były one pomarańczowe. Chyba tylko one nie zmieniały barw, nie wiem czemu. Przypominały mi one taką pomarańczową gumę, z której robi się łatki rowerowe. Ogólnie nasz wzrok z bliska się strasznie wyostrzył, widzieliśmy jakbyśmy mieli soczewki makro! Dostrzec z bliska mogłem dosłownie wszystko, jakbym patrzył przez mikroskop kieszonko. Gdybym miał gdzieś obok kwitnącą konopie, to pewnie zobaczyłbym jakiego koloru ma trichomy!
Ciekawa sprawa też była jak chciałem zmienić piosenkę w mptrójce (iRiver T30, rodzaj ma znaczenie z uwagi na to jaki kształt miał dla mnie na fazie i jak bardzo się różnił od normalnego). Wydawała mi się ona jak z gumy i była strasznie eliptyczna. Nie mogłem nadusić przycisków, bo wydawało mi się to po prostu niemożliwe, jakby były tylko namalowane na kostce gumy. Kilka razy padała mi też bateria. Za każdym tym razem robiłem odruchowo kilka czynności, które się powtarzały, zaczynały i kończyły w tym samym punkcie. Było to istne deja vu, bo nie robiłem tego świadomie i nic nie pamiętałem, jednak zdawałem sobie sprawę, że na przykład byłem w pewnym miejscu (tym samym zawsze) i już tu mi padła bateria. Dziwne, że w ogóle tyle razy po rozładowaniu mogłem ją jeszcze włączać. To całe deja vu utwardziło mnie tylko w przekonaniu na temat tego, że wszystko jest okresowe i się powtarza, życie się powtarza, sytuacje się powtarzają. Odczułem wtedy na własnej skórze bardzo głęboko ten cały harmoniczny porządek natury.
Później, gdy apogeum minęło nagle nie wiadomo skąd obudziły się w nas zwierzęce instynkty. Zaczęliśmy się kłócić kto ma lepszą fazę. Potem odgoniłem kumpla od ogniska (jak samiec alfa), ten spierniczył gdzieś w las. Potem mi opowiadał, że szukał jedzenia.
Jak wrócił do obozu, znalazłem druga czekoladę. Ni stąd ni zowąd chwyciłem ją łapami i ze zwycięskim śmiechem pobiegłem w las (instynkt przetrwania ?). Zeżarłem (tak, to odpowiednie określenie) ją w mgnieniu oka i wróciłem. Kumpel znowu wlazł na drzewo, tym razem chyba w poszukiwaniu prawd życiowych.
Jak faza zbliżała się ku końcowi naszło nas na głębokie przemyślenia odnośnie tego czego doznaliśmy. Stwierdziliśmy wtedy, że wbrew pozorom najlepszym zajęciem dla człowieka jest filozofia, ponieważ filozof na swojej drodze życiowej zgłębia największą i najcenniejszą wiedzę znaną człowiekowi – wiedzę duchową. Poznaje on samego siebie i otaczającą go harmonię, w którą dzięki swoim doświadczeniom jest się w stanie wtopić.
Potem już się praktycznie nic nie działo. Wyciągnąłem pompkę do roweru i stwierdziłem, że to było brakujące ogniwo podczas mojej fazy (potrzebowałem czegoś czym mógłbym wskazywać i gestykulować).
Podsumowanie? Nigdy nie może zabraknąć wody mineralnej i baterii do MP3, no i trzeba też zadbać o spokojne miejsce, gdzie absolutnie nikt się nie kręci. Całą fazę nie określam jako dobrą czy złą, po prostu ciekawą i pouczającą. Życzę wam takich samych :D!

Byndzek

=====================================

:peace:

Odnośnik do komentarza
Share on other sites

  • Replies 49
  • Created
  • Ostatniej odpowiedzi

Top Posters In This Topic

Jak faza zbliżała się ku końcowi naszło nas na głębokie przemyślenia odnośnie tego czego doznaliśmy. Stwierdziliśmy wtedy, że wbrew pozorom najlepszym zajęciem dla człowieka jest filozofia, ponieważ filozof na swojej drodze życiowej zgłębia największą i najcenniejszą wiedzę znaną człowiekowi – wiedzę duchową. Poznaje on samego siebie i otaczającą go harmonię, w którą dzięki swoim doświadczeniom jest się w stanie wtopić.
Przemyslenia, to jest norma :D po grzybach znajduje sie odpowiedzi na rozne swoje zyciowe pytania, wszystko wydaje sie proste. Niektorzy nawet rzucali fajki, w ten sposob. Ludzie zadawali sobie pytania "po co pale?" czy musze palic? i odpowiedz brzmiala "NIE" i nigdy juz fajki nie zapalili :D (znam jeden taki przypadek na zywo)

Ciekawy trip :wink:

Odnośnik do komentarza
Share on other sites

a swoją drogą to o której godzinie spożyłeś te grzybki? Tzn. Jak się ciemno robiło czy jakoś wcześniej?

Około 15 wpieprzyliśmy, ok. 16 weszła faza i ok. 20:30 wróciliśmy do domów :D

Odnośnik do komentarza
Share on other sites

To ja może wkleję moją pracę jaką ostatnio napisałem na zaliczenie przedmiotu na studiach. to nie do końca trip report ale myślę że w miarę interesująca lektura, z góry sorry za język, praca nadaje się do przepisania, bo była pisana na prędkości w nocy a termin był na rano i nie miałem już czasu jej redagować a teraz już mi wszystko jedno:

Kulturoznawstwo, rok II

Zastanawiając się nad tematem pracy i szukając przedmiotu które mógłbym wziąć pod swoje interpretacyjne rozważania, doszedłem do dziwnego wręcz wniosku, że tak na prawdę trudno jest mi się na cokolwiek zdecydować, bowiem nie chciałem, aby było to coś banalnego. Przyznam się szczerze, że w ciągu dwóch tygodni, zbierałem się do tej pracy kilkakrotnie- bez powodzenia. Każdy z podjętych tematów, wydawał mi się zbyt oczywisty i zbyt mało ekscytujący, aby rozwinąć swe rozważania do satysfakcjonującej mnie jakości. Na drodze mojej pisarskiej niemocy, ciągłych zmian przedmiotu interpretacji i chęci zajęcia się czymś naprawdę nieprzeciętnym, postanowiłem podjąć się czegoś, na co niewielu studentów zapewne sobie by nie pozwoliło. Mimo ryzyka związanego z pisaną przeze mnie pracą na taki temat- między innymi, możliwością utraty dobrego zdania o mnie w oczach Wykładowcy- doszedłem do wniosku, że mimo wszystko podejmę się tego, ponieważ dbać wizerunek jest to sprawa drugorzędna na studiach.

Po krótkim wprowadzeniu czas przejść do meritum sprawy, tak więc przedmiotem moich rozważań, jest interpetacja rzeczy, która nie ma materialnego kształtu, a którą będę musiał odtworzyć z pamięci:

„Interpretacja wpływu na mój organizm psylocybiny zawartej w 100 suszonych grzybach Psilocybe semilanceata.”

Zanim jednak podejmę się rozważania na ten temat, muszę stworzyć przedmiot interpetacji, będzie więc to krótki opis stanu, w którym się wówczas znajdowałem i niedoskonała próba opisania moich ówczesnych odczuć. Dodam, że każda sekunda pod wpływem tego narkotyku mogłaby być godzinami interpretowana na miliony sposobów, o czym zapewne Wykładowcy wiadomo:

„...w stan ten wprowadziliśmy się wspólnie, w październiku , około godziny 20, z myślą aby odświeżyć nieco naszą fascynującą znajomość. Dzień był ciepły, wieczorem trochę popadało, jednak tygodniowe przygotowania do tego, co miało wówczas nastąpić, nie mogły nam przeszkodzić.. Wcześniej, parokrotnie zdarzało nam się sprawdzać na sobie działanie tej niesamowicie działającej substancji, lecz należy nadmienić, że zawsze miało to dla mnie charakter mistyczny, wręcz terapeutyczny, w zasadzie nigdy rozrywkowy, choć tej ostatniej właściwości trudno jej odmówić. (...) Ciepło ogarnęło całe moje ciało, wylewało się z serca i rozprzestrzeniało się na zewnątrz mojego organizmu, tworząc w okół mnie niebiańską aureolę szczęścia. Spojrzałem na „P” – za falującymi wokół mnie, spiralnymi kształtami widziałem, jak zmaga się z niemocą swego organizmu, będącego pod wpływem magicznych grzybów. Po mimice jego twarzy, doszedłem do wniosku, że chciałby coś powiedzieć, lecz zupełnie nie potrafi skleić nic sensownego. Nawet gdyby nie zapomniał jak się używa aparatu mowy i wykrztusił z siebie cokolwiek, nie miałoby to dla mnie większego żadnego znaczenia. Mnie nie było. Drugą rzeczą jaka mi przyszła do głowy było przerażające wrażenie, że „P” zmaga się z nękającymi jego układ trawienny mdłościami, co wprawiło mój organizm w nieprzyjemny, chłodny stan. (...) Po nieco dłuższej chwili tkwienia w takim bezosobowym stanie, zrozumiałem, że jest jeszcze dla nas nadzieja: rozglądając się do okoła spostrzegłem, że otoczenie w którym się znajdowaliśmy, bardzo nas ogranicza i że wcale nie było tak korzystne jak przedtem nam się wydawało, po czym z przerażeniem i wstrętem do niego odeszliśmy gdzie indziej, wytwarzając w okół siebie wiele zbędnego hałasu.(...) Wreszcie nauczyliśmy się mówić. Po wymianie kilku interesujących refleksji o otaczającym nas świecie, skierowaliśmy nasze rozważania na te nieco ważniejsze , nazwałbym je wręcz egzystencjalnymi. Siedząc na drewnianej ławeczce, przeżywaliśmy ścięte drzewo, które znajdowało się obok , a w zasadzie jedynie pień z którego po latach od ścięcia wystawał nowy odrost będący dla nas czymś w rodzaju nowego życia. Wymieniliśmy cenną uwagę dotyczącą siły natury, która mimo ingerencji człowieka pragnie sobie radzić, dając nowe życie wbrew czemukolwiek. Wbrew całej złości naszego ludzkiego świata. Po chwili wybuchnęliśmy nie kontorlowanym śmiechem, bowiem bardzo nas rozbawiło spostrzeżenie, że „i tak człowiek wygrał”, ponieważ z tego „ściętego drzewa wybudował sobie ławkę, na której właśnie siedzimy”. Było to zarówno zabawne, trafne i pełne emocji spostrzeżenie, przynoszące naukę , której nie doświadczyliśmy w przeciągu całej naszej edukacji. (...)stan nieco się unormował i przestaliśmy zajmować się dobywającymi się ze wsząd halucynacjami po prostu znudziło to nas. Piękniejsze i ciekawsze rzeczy tkwiły w nas, w naszych umysłach i w naszych sercach. Kiedy spojrzałem na „P” – nie wyglądał tak jak zazwyczaj wygląda „P”. To znaczy, mimo, że jego ciało co chwilę pompowało się i spuszczało z siebie powietrze, to wyglądał całkiem normalnie, ale chodzi mi tu raczej o sposób w jaki go odczuwałem. Gdy patrzyłem na niego był to ciągle ten sam „P” jednakże odczuwałem go zupełnie nie jak „P” tylko jako nieposkromione zwierzę, które, aby czuć się zaspokojone musi włożyć do paszczy, pogryźć, strawić i wysrać się gdzieś pod krzakiem. Widziałem, a raczej czułem jego organizm i doszedłem do wniosku, że mógłby sobie poradzić w życiu będąc tylko żuchwą, kręgosłupem, odbytem i nogami. Stwierdziłem, że „P” był całkiem przyzwoitym gościem, a jednak czułem się od niego lepszym, przynajmniej wyposażonym w dodatkowe części ciała. Ogarnął mnie smutek , że uważam mojego kumpla za gorszego od siebie, pozbawionego innych ważnych narządów. Wszystkie te odczucia pojawiały się i mutowały w inne jeszcze bardziej przerażające, w ciągu jednej sekundy, za każdym spojrzeniem na „P” sprawy miały się nieco inaczej: raz był organizmem do jedzenia i wydalania, a raz pustą w środku maszyną pozbawioną kręgosłupa moralnego. (...) Cała podróż przyniosła wiele odkrywczych spostrzeżeń, które przyniosły nam wiele nowych doświadczeń. Stan po spożyciu unosił się do czasu kiedy poszliśmy spać, a nawet po przebudzeniu nadal odczuwaliśmy niektóre jego skutki, ba dziwne myśli i interesujące przemyślenia krążyły po naszych głowach jeszcze przez kilka tygodni.”

Moja relacja opiera się na już nieco zatartych wspomnieniach, nie wszystko, zapamiętałem i tak dziwię się, że potrafię przytoczyć niektóre z moich ówczesnych rozważań. Trzeba jednak pamiętać, że nie wszystkie odczucia, a raczej zdecydowanej ich większości nie da się po prostu opisać słowami. Na pewno do lepszej interpretacji tego doświadczenia mogła by posłużyć muzyka. Na myśl przychodzi mi konkretny utwór, który wiernie odwzorowuje rozwój opisanego powyżej grzybowego tripa, mianowicie:

„Die Fantastischen Vier – Krieger (Aphex Twin Baldhu mix)”

Gdyby Wykładowca zechciał zapoznać się z nim byłoby mu łatwiej zrozumieć zaistniałe poniżej rozważania, a i ja cieszyłbym się z możliwości podzielenia się tym genialnym utworem (

). Drugim rozwiązaniem byłoby zerknięcie do twórczości H.R.Gigera, którego prace oddane są w podobnym klimacie narkotykowego szaleństwa. Przy pomocy tych dwóch narzędzi postaram się zinterpetować moje psychodeliczne rozważania.

Przebieg zdarzeń. Aphex.

Pierwsza część utworu tworzy niesamowite tło do tego, co ma dopiero nastąpić. Charakteryzuje ją mroczność i tajemniczość, jednak dla osób znających utwór, to tylko preludium i wstęp do tego czego nie mogą się doczekać. Synkopowa perkusja, zaprasza do zbliżającej się ceremoni. Pełni ona dużą rolę, bowiem jednostajny bit odwzorowuje wybijany przez szamana na bębnie rytm, który ma wprowadzić w stan transu i przypomina o naszym naturalnym plemiennym rodowodzie. Celem zamierzonym było stworzenie sekwencji, która odzwierciedla nasze życie codzienne, charakteryzujące się przewidywalnością. W pewnym momencie, melodia zaczyna przybierać nieco zniekształconego brzmienia- w utworze pojawiają się pierwsze symptomy zarzycia narkotyku. Z biegiem czasu dźwięki rozwijają się w kierunku chaotycznej , lecz tak na prawdę bardzo uporządkowanej zbieraniny, idealnie odwzoruwującej krążące po głowie będącego pod wpływem psylocybiny, człowieka: mechaniczne, tajemnicze, czasem komiczne, a czasem przerażające.. Na uwagę zasługuje również czas trwania utworu: niespełna dwie i pół minuty. To naprawdę niewiele jeżeli chodzi o muzykę elektroniczną- utwór tak krótki a jak dużo się w nim dzieje – zupełnie jak w mojej narkotycznej ekspansji poza granice rzeczywistości.

Emocje towarzyszące. Giger.

To co szczególnie zwróciło moją uwagę podczas tej grzybowej podróży, to powód powstawania tak egzystencjalnych, niepokojących skojarzeń. O ile charakterystyczne jest bratanie się z naturą i dostrzeganie jej piękna, to skąd we mnie było tyle przerażających myśli o stanie fizycznym mojego towarzysza podróży? Być może wpływ na to miała twórczość Gigera, artysty którego okazję miałem poznać parę lat temu, jednak nadal pozostaję pod jego ogromnym wrażeniem. Sama poruszana przez niego tematyka jest nieco wymowna. Wystarczy rzucić okiem na kilka jego prac aby dostrzec w nich uczucia, które przeżywałem podczas opisanego przeze mnie eksperymentu: „(...) strach i szaleństwo, sięgające wręcz biologicznych, gatunkowych lęków przed rozwijającą się nieubłaganie w organizmie chorobą. Podświadomie implantowany przez obrazy i rzeźby lęk przed śmiercią (motywy silnie związane z elementami szkieletu, z wściekłym szyderstwem wyszczerzonej czaszki). Sięga to też i w drugą stronę - nie tylko przeszłość i genetycznie uwarunkowane lęki, ale też w przyszłość: połączenie organizmu z maszyną. Dość straszne, brutalne, jak brutalnie nieubłaganie następuja cy postep, za którym często nie nadążamy. Połączenie mięsa z maszynerią w takim stopniu, jak ukazuje to Giger, jest bardzo inwazyjne, a przez to znów wracamy do lęków przed obcością, naruszeniem tego, co święte i nienaruszalne - własny, buntujący się nagle przeciw nam w tych wizjach organizm”.

Tak jego sztukę opisują autorzy biografii Gigera. Zimną, biomehaniczną, ale zarazem nam ludziom bardzo bliską. Idealnie odwzorowuje ona moje narkotyczne spostrzeżenia, odnośnie przedmiotowości ludzkiego ciała, jego organiczności i fundamentalnych potrzeb. Jego twórczość wtapia się w rzeczywistość dzisiejszego świata i stwarza wiele możliwości interpetacyjnych.

Flash back.

Irracjonalne myśli wywołane wpływem narkotyku na percepcję, uruchomiły w mojej głowie motywy zapamiętane z obrazów bliskiego mi artrysty. Interpretując swoje narkotyczne rozważania, doszedłem do wniosku, że wywołane one zostały niechęcią wobec otaczającego mnie środowiska miejskiego, gdzie każdy jest sobie obcy i wrogi. Zauważyłem jak doskwiera mi wykluczenie z naturalnego środowiska, którego częścią jest człowiek. Przeszkadza mi zwierzęce lub wręcz przedmiotowe traktowanie człowieka, które odzwierciedlało charakter części otaczających mnie wówczas ludzi. Ich konsumpcjonistyczne podejście do świata (czego dowodzą wyobrażenia o zaspokajaniu jedynie swoich najprostszych potrzeb, takich jak jedzenie i wydalanie), stało się powodem mojego niepokoju i zapowiadziało zmiany. Ciekawe jest spostrzeżenie, że nie ważne którą z powyższych rzeczy chciałbym interpetować- narkotyczny trip, muzykę Aphex Twina, czy twórczość H.R. Gigera, a i tak posłużyłbym się pozostałymi dwoma w celu najwierniejszego zinterpetowania tematu.

Kilka prac H.R. Gigera

Odnośnik do komentarza
Share on other sites

Byndzek , gdybyś się odlał na tej polanie...

Jak ziomek poszedł do kibla słychać było wszędzie jego ekstazę wywołaną wzorami płynącymi z jego pałki w prost do muszli w której tez działo się co nieco.Osobny temat można by było założyć o spuszczeniu wody w toalecie bo towarzyszące przy tym wibracje ,dzięki , efekty wizualne i dotykowe ( jak woda chlapnie jak się tam prawie cały ryj z ciekawości wkłada) są tak niesamowite :D.

@Pawlak

Zajebista praca , podziwiam twoją odwagę by o tym napisać (nie mówię o samym oświadczeniu , że wszamało się grzyby ale o tym , że wykładowca mógł tej pracy po prostu nie przyjąć.) Powiedz jak została zinterpretowana , oceniona i skomentowana !

Odnośnik do komentarza
Share on other sites

Ha ogółem, przedmiot nazywał się praktyki interpretacji i mieliśmy do napisania 3 prace w ciągu semestru. Dwie prace musieliśmy napisać na zadany temat, a ostatnia mogła być dowolna. Kiedy przyszedłem do szkoły następnego dnia miałem lekkie obawy, ale wykładowca okazał się normalnym typem więc luz. W dodatku powiedział że to jedna z najlepszych prac jakie mu oddaliśmy i stawia mi 6. To był młody koleś wiec wiedziałem że mogę sobie pozwolić na coś takiego, pewnie sam szamał kilka razy grzyby, bo podczas omawiania pracy użył sformułowania "kapelusze" hehe. Na koniec roku i tak miałem 4 bo zajęcia prowadziło dwóch typów a u jednego miałem 3. Dzięki.

Odnośnik do komentarza
Share on other sites

PS. Zapomniałem napisać, że jak żarłem te grzyby, to pod koniec fazy wkręciłem sobie, że to jakiś pradawny zibeniasty relikt :D. Musicie przyznać, że wygląda jak jakiś zdrewniały grzyb lekko :D
teraz jak widać na zdjęciu wisi jako pamiątka na ścianie :D

Odnośnik do komentarza
Share on other sites

Gość
This topic is now closed to further replies.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Polityka prywatności link do Polityki Prywatności RODO - Strona tylko dla osób pełnoletnich, 18+