Skocz do zawartości
nasiona marihuany thc-thc

seedbay

Kosmetolożki, marihuana i śniadanie u Jana Pawła II. Wywiad-rzeka z Jerzym Vetulanim [RECENZJA]


Recommended Posts

Opublikowano

 

Cytat

 

Nikt tak nie mówi o mezolimbicznym układzie dopaminowym, neurotransmiterach i hormonie somatostatyny jak Jerzy Vetulani - neurobiolog, popularyzator nauki i bloger. Jest urzeczywistnionym marzeniem każdego dziennikarza. Nieskończenie pokomplikowany kosmos ludzkiego mózgu tłumaczy jasno, ciekawie i ze swadą. W rozmowie z Marcinem Rotkiewiczem, dziennikarzem naukowym "Polityki", niespętany materią naukową (co nie znaczy, że w książce jej nie ma) ma okazję opowiedzieć wreszcie o swoim życiu.

"Mózg i błazen. Rozmowa z Jerzym Vetulanim"
Marcin Rotkiewicz
Wydawnictwo Czarne
 
Wszystko w konwencji tak modnego dzisiaj wywiadu-rzeki. Tyle, że do rąk dostajemy coś więcej. Rozmowa z dziennikarzem to dla Vetulaniego swoisty testament, dlatego mamy do czynienia z czymś w rodzaju przekroczenia gatunku.
 
- Potraktuję naszą książkę jako dzieło pośmiertne, kiedy autora już nie obchodzi, co o nim pomyślą - mówi przepytywany.
 
I tego się trzyma. Przez wszystkie rozdziały, których jest tutaj aż kilkanaście, czuć, że Vetulani potraktował swoje słowa serio. Kiedy mówi o Janie Pawle II nie wpada w anegdociarstwo i asekuracyjne mizdrzenie się. Jest szczerze, prawdziwie i z klasą. Karol Wojtyła przyjaźnił się z rodziną Vetulanich, dlatego "Jurowi" zdarzało się go odwiedzać. - Zapraszał Marysię i mnie, na prywatne śniadania i kolacje do Watykanu, choć nie mamy ślubu kościelnego. Stanowiliśmy chyba jedyną tego typu parę, gdyż Wojtyła zazwyczaj był na takie rzeczy bardzo wyczulony. Nas jednak traktował na specjalnych zasadach - opowiada.
 
Nie ukrywa, że Wanda Półtawska, którą kiedyś na takiej kolacji spotkał, delikatnie mówiąc, nie zrobiła na nim dobrego wrażenia. 
 
Piwnica pod Baranami jak marihuana
 
Dalej jest równie szczerze. Rozmowy naszpikowane są poglądami, wypowiedziami i sądami, które należą do żelaznego kanonu sporów światopoglądowych. Argumentami sypie jak z rękawa z zabójczą precyzją umysłu ścisłego, ale zawsze łączy je jedno - szacunek wobec drugiego. Przyznaje, że podczas działalności w Piwnicy pod Baranami, gdzie był konferansjerem, zajmował się głównie błaznowaniem i romansowaniem.
 
- Porównywałbym tamtą atmosferę do działania marihuany, kiedy ludziom wydaje się, że odkrywają nowe światy - mówił.
 
A nie jest tajemnicą, że Vetulani na marihuanie się zna i optuje zdecydowanie za jej legalizacją. Nie przeszkadzają mu poligamia, studentki kosmetologii, które uwielbia oraz kary cielesne. - Kara cielesna musi być wymierzona rozsądnie. Nie przeczę, że jest ona formą agresji w stosunku do karanego. Dlatego musi być to agresja chłodna, bez emocji, taka jak snajpera, który nie nienawidzi celu, a jedynie musi z zimną krwią go wyeliminować.
 
Żałoba? Tak, ale nie głucha rozpacz
 
Czy opowiadając o swojej działalności opozycyjnej, czy o amerykańskich stypendiach, na których ze względu na frywolność tamtejsi naukowcy nie wierzyli mu w profesurę, jest życzliwie zaczepny, wesoły i emanujący wewnętrznym światłem.
 
Skąd taki optymizm u skrajnego materialisty? Vetulani najciekawszy jest, kiedy mówi o sytuacjach granicznych. Nie kryje swojego materialistycznego spojrzenia na rzeczywistość, dlatego historię o zmarłym tragicznie bracie czyta się ze ściśniętym gardłem. Jest miejsce na żałobę, ale nie na głuchą rozpacz. Chciałoby się, żeby człowiek o takiej precyzji myślenia i sile wewnętrznej odsłonił w sobie więcej metafizyka.
 
Z tych rozmów wyłania się ktoś jeszcze. Przedstawiciel ostatniego już chyba pokolenia akademików, które traktuje życie wielowymiarowo. Mimo tytanicznej pracy naukowej, znajduje czas na książkę, teatr i kino. Jako jeden z nielicznych wciąż spełnia definicję "inteligenta".
 
Był taki czas, że prof. Jerzy Vetulani kandydował na prezydenta Krakowa. Miasta postrzeganego jako ostoja konserwatyzmu. Dostał nieco ponad 2 tys. głosów, czyli 1,19 proc. Idąc za stereotypem porządnego, poważnego i niechętnego zmianom krakowskiego mieszczaństwa, to istnieje szansa, że gdyby książka miała ukazać się w okolicach kampanii, na jej wydanie z przyjemnością dołożyłby się sztaby konkurentów.

 

 
Opublikowano

Aaaa!!! Zabiję, zamorduję i powieszę na suchej gałęzi. Nie ma czegoś takiego jak kosmetolożka, tanatolożka. Jest pani kosmetolog, pani tanatolog. Natomiast sędzina to nie pani sędzia, tylko żona sędziego. A weterynarka to już w ogóle twór z kosmosu. Po pierwsze: nie ma takich słów w języku polskim, mimo, że nawet w mediach coraz częściej ludzie się na tym potykają. Poza tym- obdziera to zawód za jakiegokolwiek bądź szacunku. Brzmi jak dzieci w gimnazjum wołające na panią od historii historyczka.

Gość
This topic is now closed to further replies.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Polityka prywatności link do Polityki Prywatności RODO - Strona tylko dla osób pełnoletnich, 18+