Skocz do zawartości
nasiona konopi

grower

Holenderskie miasta tracą turystów


Recommended Posts

Opublikowano
Cytat

Holenderskie gminy buntują się przeciwko narzuconej przez rząd zamianie popularnych coffee shopów w kluby tylko dla Holendrów. Miasta przez zmiany straciły turystów, przybyło zaś narkotykowych dilerów.

Zgodnie z prawem przeforsowanym przez poprzedni, koalicyjny, centroprawicowy rząd Marka Ruttego od pierwszego maja tego roku coffee shopy w przygranicznych miastach południowej Holandii zmieniły się w kluby, w których mogli palić trawkę tylko posiadacze kart klubowych zwanych po niderlandzku wietpasami (co można przetłumaczyć jako ziołopasy). Od stycznia w ich ślady miały pójść inne miasta.

Warunkiem otrzymania ziołopasu była rejestracja w specjalnym rejestrze (co odstraszyło wielu amatorów trawy, bo w końcu marihuana jest narkotykiem) i stały adres w Holandii. W praktyce klubowiczami stawali się tylko Holendrzy. Kluby z marihuaną zaś nie mogły rejestrować więcej niż po 2 tys. członków.

Władze zdecydowały się na stopniowy demontaż polityki tolerancji wobec miękkich narkotyków, licząc, że w ten sposób zlikwidują uciążliwą dla mieszkańców przygranicznych miast narkoturystykę. Co roku do Holandii przyjeżdżały bowiem setki tysięcy młodych z całej Europy i świata tylko po to, by przypalić skręta w jednej z kilkuset kafejek narkotykowych bądź kupić trochę zioła i przemycić do swego kraju. Prowadziło to do licznych napięć Hagi z sąsiadami – Belgią, Niemcami i Francją – gdzie palenie nawet małej ilości marihuany jest ścigane. Pod coffee shopami często dochodziło do awantur.

Ziołopasy to straty

Okazało się jednak, że teoretycznie słuszny pomysł okazał się niewypałem. Maastricht, które już jesienią ub.r. jako pierwsze wprowadziło pilotażowo system ziołopasów, najszybciej przekonało się, jakie są efekty uboczne tego posunięcia. Na ulicach miasta zaczęli się panoszyć dilerzy oferujący turystom małe ilości trawki. Świat przestępczy wykorzystał to, że rynek nie znosi próżni, a kary za handel małą ilością marihuany (mniej niż 30 gramów, czyli tyle, ile można kupić w coffee shopie) są nieznaczne – wynoszą 50 euro.

Na początku września burmistrz Maastricht Onno Hoes napisał więc do radnych, że nie bacząc na literę prawa, wstrzymał system rejestracji klubowiczów. W uzasadnieniu przyznał, że zmiana prawa spowodowała spadek przychodów z turystyki o 41 mln euro, a pracę straciło 345 osób zatrudnionych wcześniej w coffee shopach.

Burmistrza Maastricht wsparły też władze innych miast południowej Limburgii, borykające się z podobnymi problemami.

W miniony piątek do krucjaty przeciwko systemowi wietpasów przyłączyła się Breda. Wykorzystując to, że 12 września w Holandii były wybory i niebawem zmieni się rząd, radni napisali list otwarty do dogadujących się w sprawie koalicji polityków liberalnej VVD Henka Kampa i Partii Pracy Woutera Bosa. Zaapelowali, by nowy gabinet wycofał się z polityki, „która przynosi więcej strat niż korzyści„.

Podobny apel wystosował do negocjatorów burmistrz portowego Rotterdamu, pochodzący z Maroka lewicowy polityk marokańskiego pochodzenia Ahmed Aboutaleb.

Burzą się także pozostałe duże miasta. Władze Utrechtu zapowiedziały, że nie wprowadzą rejestracji klubowiczów od stycznia 2013 r., bo „miasto nie doświadczyło w ogóle problemów, przed którymi miały je chronić wietpasy„. Burmistrz Amsterdamu Eberhard van der Laan zapowiada, że woli płacić kary za niestosowanie prawa z maja ub.r., niż odstraszyć turystów.

Wielu cudzoziemców nie może sobie wyobrazić przyjazdu do Amsterdamu bez przystanku w jednym z legendarnych coffee shopów.

Tolerancja na szali

Szacuje się, że na 16 mln Holendrów marihuanę pali regularnie 400 tys. osób. Ale główni klienci coffee shopów to wcale nie oni, tylko właśnie turyści, którzy kafejki te uznają za taką samą atrakcję jak muzea, wiatraki, kanały, starówkę w Delft czy zwodzone mosty w Amsterdamie.

To dlatego utrzymanie otwartych dla wszystkich coffee shopów leży nie tylko w interesie ich właścicieli (a to całkiem wpływowe lobby, wzywało w kampanii wyborczej do głosowania na polityków tolerancyjnych wobec marihuany). Eksperci ostrzegają, że groźniejszym niż straty z turystyki efektem ubocznym polityki wietpasów może być zepchnięcie rynku miękkich narkotyków wartego ok. 2 mld euro rocznie (szacunek dziennika „De Telegraaf„) do przestępczego podziemia.

Na szali jest także wizytówka kraju – prowadzona od lat 70. XX wieku gedoogbeleid, czyli polityka tolerancji wobec miękkich narkotyków wywodząca się z liberalnego założenia, że skoro nie można czemuś zapobiec, trzeba starać się to kontrolować. Gedoogbeleid miała na celu wyciągnięcie miękkich narkotyków z rąk kryminalnego półświatka i kontrolowane zmniejszanie ich użycia. W dużej mierze to się udało, ale prawicowe rządy twierdziły, że polityka ta nie przyniosła spodziewanych efektów.

Opublikowano

Nie rozumiem. Skoro przynosi im to zysk, (2mld euro rocznie to dużo). To po co robią z tego takie problemy. No dobra, rozumiem - bo chcą zlikwidować narkoturystykę, ale na moje to by niezły bunt wybuchł, gdyby to wyszło.

Opublikowano

Strzelili sobie w piętę. Jak zorientują się, że w budżecie brakuje pieniędzy może wrócą po rozum do głowy. Ciekawy jestem, jeżeli zalegalizowali by u nas zioło, ile pieniędzy i dodatkowych miejsc pracy powstałoby w Polsce.

Gość
This topic is now closed to further replies.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Polityka prywatności link do Polityki Prywatności RODO - Strona tylko dla osób pełnoletnich, 18+