Witam.
JapkoDre po tym co napisałeś stwierdzam, że i tak miałeś słabo w porównaniu do tego co ja przeżyłem. Około godz. 21:00 wpadłem do ziomka który pokazał mi 2 czarne kartoniki, i pyta: zarzucamy?(wtedy jeszcze nigdy nie próbowałem psychodelików, po za grzybami i batem.) Odpowiedziałem że ok(zawsze chciałem spróbować LSD) po około 40 minutach od zarzucenia, nie mogłem już iść bo faza była tak silna ze położyłem się pod drzewem(było miękkie niczym poduszka) a ziomek(doświadczony w psychodelicznych fazach bo zarzuca psychodeliki już od jakichś 8lat) jakieś 1,5m-2m ode mnie. Włączył muzykę(shpongle). Poczułem strach nie do opisania, zapytałem go co robić, boje się, on na to "Daj się temu porwać"(to zabrzmiało bardzo "ciepło") wkręciłem sobie ze on jest przewodnikiem tej fazy. Po około godzinie nie widziałem kumpla który znajdował się 1,5m ode mnie, nie widziałem własnych rąk. Słyszałem tylko jego głos i pytałem czy jest koło mnie. Miałem wrażenie że oevy dotykają moich oczu, wyszedłem z ciała i patrzyłem na nas z około 2 metrów nad ziemią. Widziałem siebie z góry, boku, dołu , tyłu , przodu, na raz. Nie wiedziałem czy coś pomyślałem czy powiedziałem, czy moje oczy są zamknięte czy otwarte do tego co kilka sekund zapominałem daną myśl. Po około 12 godzinnych halucynacjach które przypominały smoki, jaszczury(ludzi z głowami jaszczurek), fraktale i spirale zacząłem w miarę kontaktować. Do tej pory kładąc się spać mam cevy, nie wiem co to było ale na pewno nie LSD, coś znacznie mocniejszego Dimetoksy-4-chloroamfetamina. Po całym tripie zapytałem czy miał w życiu mocniejszą fazę, odpowiedział że nie. Całego uroku dla tripa dodał fakt iż było to w lesie. Na pewno ten trip mnie zmienił. I mam jeszcze pytanie, czy po wzięciu LSD słuchaliście muzyki.
czy trip był bez niej ?