A więc tak zaczęło się to kilka miesięcy temu... Złapali kolesia z 0,7g, ten na przesłuchaniu podał ksywkę idioty od którego to dostał. Sprawa trochę ucichła. Idiota ma ksywkę taką samą jak nazwisko. Pewnego dnia spisali ich za wtargnięcie na teren prywatny. No i policja zestawiła sobie zeznania kolesia z nazwiskiem idioty. Idiota miał wjazd na chatę (prawdopodobnie bez nakazu) przeszukiwali tylko jego pokój. Nic nie znaleźli. Wzięli go na przesłuchanie i wyśpiewał wszystko chociaż nie było na niego żadnych dowodów. I tu dochodzimy do sedna mojej sprawy. Idiota powiedział ze miał to ode mnie i kazałem mu to tylko dostarczyć. Sprawy w sądzie jeszcze nie miał. Niedawno wjechali mi na chatę. Nic nie znaleźli. Pytali się o większość dilerów w okolicy. Powiedziałem ze dostałem to od jakiegoś "niskiego skejta w parku" i nie wiem jak ma na imię ani jaką ma ksywkę, poszedłem tam do nich (do tego kolesia) zapaliłem lufkę i wróciłem do domu, a oni później zwinęli kolesia z tym 0,7g.
No i teraz co mi grozi? Na przesłuchaniu ponoć dzwonili do prokuratora czy mnie maja zwijać, albo to było udawane. Straszyli wywaleniem ze szkoły. Zabrali wszystkie telefony. Nic nie znaleźli to dojebali się do pirackich płyt.
Dodam że jestem jeszcze niepełnoletni i wszystkie osoby uczestniczące w tej akcji również. Nigdy nie byłem za nic karany ani spisywany.