Ehhh... BT, ciężko się przeżywa ale dobrze wspomina :)Niestety przeżywam go zbyt często.
Mój 1szy BT był koszmarny. Spotkałem się z bratem... przedstawił mi swoją holenderską koleżankę, skręcił z niej lolka, po czym wspólnie ją spaliliśmy. Przeszliśmy ze 100m w strone CH i już dopadło mnie zmęczenie, pokaz slajdów, skaczący obraz, pisk w uszach no i oporowo napierdalająca pikawa. Położyłem się na jakiś schodach i rozpiąłem kurtke... było mi strasznie duszno. Temperatura była minusowa, więc miałem wybór pomiędzy mrozem na klacie albo duchotą. Wybrałem mróz. Następnie zaczął się lęk przed śmiercią, psami i nawet moim bratem, który na kilka minut stał się w moich myślach nożownikiem. Nie mogłem powstrzymać lęku i spytałem brata czy nie umrę przypadkiem... Wyśmiał mnie i powiedział, ze to nie wykonalne. Trochę się uspokoiłem ale stan fizyczny nadał był zjebany. Tak czy inaczej postanowiliśmy się ogarnąć i gdzieś iść. W czasie marszu strasznie zaczęło mnie bawić to, jak śmiesznie wszystko skacze kiedy stawiam kroki Chwilę potem znowu odezwało się szybkie, mocne i intensywne bicie serducha. Nagle ogarnąłem się, ze jesteśmy w jakimś małym lasku, a ja leże na jakimś kamiennym stole . Zaczęły mnie nachodzić myśli związane z porwaniem, Ufo, sektami, zabójcami, gwałcicielami i bóg wie z czym jeszcze. Strach był ogromny... Do tego słyszałem gdzieś jakieś psy. Z trudem się podniosłem i zobaczyłem brata, co podniosło mnie na duchu. Następnych 20min nie pamiętam. Potem jakimś cudem znaleźliśmy się w Biedronce... Kupiliśmy kwasek cytrynowy i wyszliśmy. Szliśmy w stronę domu. Wszystko co działo się w mojej jamie ustnej bylo w slow motion i język kleił się do wszystkiego, więc zacząłem popijać kwasek. Nagle zaczęły mi się pocić uda (wtedy o tym nie wiedziałem)... myślałem, że się poszczałem. Poszedlem w jakies krzaki, sprawdzam... sucho. No to git idziemy dalej. Wszedłem do domu, położyłem sie na dywanie i spałem ze 2-3 godziny. Obudziłem się strasznie rozjebany psychicznie, smutny i zamulony.