Tak sobie czytam wasze wypowiedzi i zastanawiam się jak to jest być osobą wierzącą. Osobiście nigdy nie odczuwałem w sobie potrzeby oddawania czci czemuś wyższemu (bogu, świętym itp.). Chociaż czasem zastanawiam się czy ktoś tam na górze jest, to są to raczej refleksje wynikające z czystej ciekawości tudzież rozkminy na fazie. Zawsze dochodzę do wniosku, że może bóg istnieje, może nie - tak naprawdę to nie robi mi to większej różnicy. Nie potrzeba mi żadnych ksiąg z wytycznymi jak należy żyć, kieruję się rozsądkiem i to on mówi mi co jest dobre a co złe. Czasem też sobie mówię, że nie warto marnować życia na religię, bo opiera się ona na wierze a nie na faktach i nigdy nie możesz mieć stu procentowej pewności, że akurat twoja religia jest właściwa, a nie chciałbym spieprzyć życia dążąc do czegoś, co na końcu okaże się fikcją. Nie czuję wewnętrznej pustki, nie zadaję sobie pytań "jaki jest cel mojego życia?", po prostu z niego korzystam.