Skocz do zawartości
thc-thc

centrummarihuany

pawlak

Użytkownik
  • Postów

    78
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Posts opublikowane przez pawlak

  1. FTSH

    nie jestem żaden emsi i nie słucham hip hopu

    lecz rymy pasują do mej muzyki galopu

    i widzę jej przewagę nad twoją polemiką

    cały ten Wasz rap jest tylko quasi-gangsterską liryką

    weź teraz człowieku nie kozacz tu proszę

    wyjmij z butów słomę i załóż ulubione kalosze

    wypierdol ten worek wypchany majeranem

    co się nim raczyłeś pod trzepakiem nad ranem

    i chciałeś opierdolić swoim kumplom - małolatom

    lecz obsrali ciebie bo wiedzą że jesteś oszukańczą szmatą

    więc lepiej zejdź z krowy, sp*******j stąd żwawym krokiem

    twoje dziurawe spodnie są w nim chyba zbyt szerokie

    jebnąłeś temat boś znawca hip hopu

    przecież na wsi nie masz żadnego mieszkalnego bloku

    jak widać dla ciebie kultura nie jest w cenie

    i krzyczysz do majka a w ustach nasienie

    sp*******j do Staśka , odpalicie komputer, jeśli znów zrobisz pałę - a dobrze ci w ustach z drutem-

    wejdziecie w google wpiszecie w szukaj "dnb ze Spor-em" a nie ciągle się jaracie "jestem hardkorem"

  2. Ha ogółem, przedmiot nazywał się praktyki interpretacji i mieliśmy do napisania 3 prace w ciągu semestru. Dwie prace musieliśmy napisać na zadany temat, a ostatnia mogła być dowolna. Kiedy przyszedłem do szkoły następnego dnia miałem lekkie obawy, ale wykładowca okazał się normalnym typem więc luz. W dodatku powiedział że to jedna z najlepszych prac jakie mu oddaliśmy i stawia mi 6. To był młody koleś wiec wiedziałem że mogę sobie pozwolić na coś takiego, pewnie sam szamał kilka razy grzyby, bo podczas omawiania pracy użył sformułowania "kapelusze" hehe. Na koniec roku i tak miałem 4 bo zajęcia prowadziło dwóch typów a u jednego miałem 3. Dzięki.

  3. To ja może wkleję moją pracę jaką ostatnio napisałem na zaliczenie przedmiotu na studiach. to nie do końca trip report ale myślę że w miarę interesująca lektura, z góry sorry za język, praca nadaje się do przepisania, bo była pisana na prędkości w nocy a termin był na rano i nie miałem już czasu jej redagować a teraz już mi wszystko jedno:

    Kulturoznawstwo, rok II

    Zastanawiając się nad tematem pracy i szukając przedmiotu które mógłbym wziąć pod swoje interpretacyjne rozważania, doszedłem do dziwnego wręcz wniosku, że tak na prawdę trudno jest mi się na cokolwiek zdecydować, bowiem nie chciałem, aby było to coś banalnego. Przyznam się szczerze, że w ciągu dwóch tygodni, zbierałem się do tej pracy kilkakrotnie- bez powodzenia. Każdy z podjętych tematów, wydawał mi się zbyt oczywisty i zbyt mało ekscytujący, aby rozwinąć swe rozważania do satysfakcjonującej mnie jakości. Na drodze mojej pisarskiej niemocy, ciągłych zmian przedmiotu interpretacji i chęci zajęcia się czymś naprawdę nieprzeciętnym, postanowiłem podjąć się czegoś, na co niewielu studentów zapewne sobie by nie pozwoliło. Mimo ryzyka związanego z pisaną przeze mnie pracą na taki temat- między innymi, możliwością utraty dobrego zdania o mnie w oczach Wykładowcy- doszedłem do wniosku, że mimo wszystko podejmę się tego, ponieważ dbać wizerunek jest to sprawa drugorzędna na studiach.

    Po krótkim wprowadzeniu czas przejść do meritum sprawy, tak więc przedmiotem moich rozważań, jest interpetacja rzeczy, która nie ma materialnego kształtu, a którą będę musiał odtworzyć z pamięci:

    „Interpretacja wpływu na mój organizm psylocybiny zawartej w 100 suszonych grzybach Psilocybe semilanceata.”

    Zanim jednak podejmę się rozważania na ten temat, muszę stworzyć przedmiot interpetacji, będzie więc to krótki opis stanu, w którym się wówczas znajdowałem i niedoskonała próba opisania moich ówczesnych odczuć. Dodam, że każda sekunda pod wpływem tego narkotyku mogłaby być godzinami interpretowana na miliony sposobów, o czym zapewne Wykładowcy wiadomo:

    „...w stan ten wprowadziliśmy się wspólnie, w październiku , około godziny 20, z myślą aby odświeżyć nieco naszą fascynującą znajomość. Dzień był ciepły, wieczorem trochę popadało, jednak tygodniowe przygotowania do tego, co miało wówczas nastąpić, nie mogły nam przeszkodzić.. Wcześniej, parokrotnie zdarzało nam się sprawdzać na sobie działanie tej niesamowicie działającej substancji, lecz należy nadmienić, że zawsze miało to dla mnie charakter mistyczny, wręcz terapeutyczny, w zasadzie nigdy rozrywkowy, choć tej ostatniej właściwości trudno jej odmówić. (...) Ciepło ogarnęło całe moje ciało, wylewało się z serca i rozprzestrzeniało się na zewnątrz mojego organizmu, tworząc w okół mnie niebiańską aureolę szczęścia. Spojrzałem na „P” – za falującymi wokół mnie, spiralnymi kształtami widziałem, jak zmaga się z niemocą swego organizmu, będącego pod wpływem magicznych grzybów. Po mimice jego twarzy, doszedłem do wniosku, że chciałby coś powiedzieć, lecz zupełnie nie potrafi skleić nic sensownego. Nawet gdyby nie zapomniał jak się używa aparatu mowy i wykrztusił z siebie cokolwiek, nie miałoby to dla mnie większego żadnego znaczenia. Mnie nie było. Drugą rzeczą jaka mi przyszła do głowy było przerażające wrażenie, że „P” zmaga się z nękającymi jego układ trawienny mdłościami, co wprawiło mój organizm w nieprzyjemny, chłodny stan. (...) Po nieco dłuższej chwili tkwienia w takim bezosobowym stanie, zrozumiałem, że jest jeszcze dla nas nadzieja: rozglądając się do okoła spostrzegłem, że otoczenie w którym się znajdowaliśmy, bardzo nas ogranicza i że wcale nie było tak korzystne jak przedtem nam się wydawało, po czym z przerażeniem i wstrętem do niego odeszliśmy gdzie indziej, wytwarzając w okół siebie wiele zbędnego hałasu.(...) Wreszcie nauczyliśmy się mówić. Po wymianie kilku interesujących refleksji o otaczającym nas świecie, skierowaliśmy nasze rozważania na te nieco ważniejsze , nazwałbym je wręcz egzystencjalnymi. Siedząc na drewnianej ławeczce, przeżywaliśmy ścięte drzewo, które znajdowało się obok , a w zasadzie jedynie pień z którego po latach od ścięcia wystawał nowy odrost będący dla nas czymś w rodzaju nowego życia. Wymieniliśmy cenną uwagę dotyczącą siły natury, która mimo ingerencji człowieka pragnie sobie radzić, dając nowe życie wbrew czemukolwiek. Wbrew całej złości naszego ludzkiego świata. Po chwili wybuchnęliśmy nie kontorlowanym śmiechem, bowiem bardzo nas rozbawiło spostrzeżenie, że „i tak człowiek wygrał”, ponieważ z tego „ściętego drzewa wybudował sobie ławkę, na której właśnie siedzimy”. Było to zarówno zabawne, trafne i pełne emocji spostrzeżenie, przynoszące naukę , której nie doświadczyliśmy w przeciągu całej naszej edukacji. (...)stan nieco się unormował i przestaliśmy zajmować się dobywającymi się ze wsząd halucynacjami po prostu znudziło to nas. Piękniejsze i ciekawsze rzeczy tkwiły w nas, w naszych umysłach i w naszych sercach. Kiedy spojrzałem na „P” – nie wyglądał tak jak zazwyczaj wygląda „P”. To znaczy, mimo, że jego ciało co chwilę pompowało się i spuszczało z siebie powietrze, to wyglądał całkiem normalnie, ale chodzi mi tu raczej o sposób w jaki go odczuwałem. Gdy patrzyłem na niego był to ciągle ten sam „P” jednakże odczuwałem go zupełnie nie jak „P” tylko jako nieposkromione zwierzę, które, aby czuć się zaspokojone musi włożyć do paszczy, pogryźć, strawić i wysrać się gdzieś pod krzakiem. Widziałem, a raczej czułem jego organizm i doszedłem do wniosku, że mógłby sobie poradzić w życiu będąc tylko żuchwą, kręgosłupem, odbytem i nogami. Stwierdziłem, że „P” był całkiem przyzwoitym gościem, a jednak czułem się od niego lepszym, przynajmniej wyposażonym w dodatkowe części ciała. Ogarnął mnie smutek , że uważam mojego kumpla za gorszego od siebie, pozbawionego innych ważnych narządów. Wszystkie te odczucia pojawiały się i mutowały w inne jeszcze bardziej przerażające, w ciągu jednej sekundy, za każdym spojrzeniem na „P” sprawy miały się nieco inaczej: raz był organizmem do jedzenia i wydalania, a raz pustą w środku maszyną pozbawioną kręgosłupa moralnego. (...) Cała podróż przyniosła wiele odkrywczych spostrzeżeń, które przyniosły nam wiele nowych doświadczeń. Stan po spożyciu unosił się do czasu kiedy poszliśmy spać, a nawet po przebudzeniu nadal odczuwaliśmy niektóre jego skutki, ba dziwne myśli i interesujące przemyślenia krążyły po naszych głowach jeszcze przez kilka tygodni.”

    Moja relacja opiera się na już nieco zatartych wspomnieniach, nie wszystko, zapamiętałem i tak dziwię się, że potrafię przytoczyć niektóre z moich ówczesnych rozważań. Trzeba jednak pamiętać, że nie wszystkie odczucia, a raczej zdecydowanej ich większości nie da się po prostu opisać słowami. Na pewno do lepszej interpretacji tego doświadczenia mogła by posłużyć muzyka. Na myśl przychodzi mi konkretny utwór, który wiernie odwzorowuje rozwój opisanego powyżej grzybowego tripa, mianowicie:

    „Die Fantastischen Vier – Krieger (Aphex Twin Baldhu mix)”

    Gdyby Wykładowca zechciał zapoznać się z nim byłoby mu łatwiej zrozumieć zaistniałe poniżej rozważania, a i ja cieszyłbym się z możliwości podzielenia się tym genialnym utworem (

    ). Drugim rozwiązaniem byłoby zerknięcie do twórczości H.R.Gigera, którego prace oddane są w podobnym klimacie narkotykowego szaleństwa. Przy pomocy tych dwóch narzędzi postaram się zinterpetować moje psychodeliczne rozważania.

    Przebieg zdarzeń. Aphex.

    Pierwsza część utworu tworzy niesamowite tło do tego, co ma dopiero nastąpić. Charakteryzuje ją mroczność i tajemniczość, jednak dla osób znających utwór, to tylko preludium i wstęp do tego czego nie mogą się doczekać. Synkopowa perkusja, zaprasza do zbliżającej się ceremoni. Pełni ona dużą rolę, bowiem jednostajny bit odwzorowuje wybijany przez szamana na bębnie rytm, który ma wprowadzić w stan transu i przypomina o naszym naturalnym plemiennym rodowodzie. Celem zamierzonym było stworzenie sekwencji, która odzwierciedla nasze życie codzienne, charakteryzujące się przewidywalnością. W pewnym momencie, melodia zaczyna przybierać nieco zniekształconego brzmienia- w utworze pojawiają się pierwsze symptomy zarzycia narkotyku. Z biegiem czasu dźwięki rozwijają się w kierunku chaotycznej , lecz tak na prawdę bardzo uporządkowanej zbieraniny, idealnie odwzoruwującej krążące po głowie będącego pod wpływem psylocybiny, człowieka: mechaniczne, tajemnicze, czasem komiczne, a czasem przerażające.. Na uwagę zasługuje również czas trwania utworu: niespełna dwie i pół minuty. To naprawdę niewiele jeżeli chodzi o muzykę elektroniczną- utwór tak krótki a jak dużo się w nim dzieje – zupełnie jak w mojej narkotycznej ekspansji poza granice rzeczywistości.

    Emocje towarzyszące. Giger.

    To co szczególnie zwróciło moją uwagę podczas tej grzybowej podróży, to powód powstawania tak egzystencjalnych, niepokojących skojarzeń. O ile charakterystyczne jest bratanie się z naturą i dostrzeganie jej piękna, to skąd we mnie było tyle przerażających myśli o stanie fizycznym mojego towarzysza podróży? Być może wpływ na to miała twórczość Gigera, artysty którego okazję miałem poznać parę lat temu, jednak nadal pozostaję pod jego ogromnym wrażeniem. Sama poruszana przez niego tematyka jest nieco wymowna. Wystarczy rzucić okiem na kilka jego prac aby dostrzec w nich uczucia, które przeżywałem podczas opisanego przeze mnie eksperymentu: „(...) strach i szaleństwo, sięgające wręcz biologicznych, gatunkowych lęków przed rozwijającą się nieubłaganie w organizmie chorobą. Podświadomie implantowany przez obrazy i rzeźby lęk przed śmiercią (motywy silnie związane z elementami szkieletu, z wściekłym szyderstwem wyszczerzonej czaszki). Sięga to też i w drugą stronę - nie tylko przeszłość i genetycznie uwarunkowane lęki, ale też w przyszłość: połączenie organizmu z maszyną. Dość straszne, brutalne, jak brutalnie nieubłaganie następuja cy postep, za którym często nie nadążamy. Połączenie mięsa z maszynerią w takim stopniu, jak ukazuje to Giger, jest bardzo inwazyjne, a przez to znów wracamy do lęków przed obcością, naruszeniem tego, co święte i nienaruszalne - własny, buntujący się nagle przeciw nam w tych wizjach organizm”.

    Tak jego sztukę opisują autorzy biografii Gigera. Zimną, biomehaniczną, ale zarazem nam ludziom bardzo bliską. Idealnie odwzorowuje ona moje narkotyczne spostrzeżenia, odnośnie przedmiotowości ludzkiego ciała, jego organiczności i fundamentalnych potrzeb. Jego twórczość wtapia się w rzeczywistość dzisiejszego świata i stwarza wiele możliwości interpetacyjnych.

    Flash back.

    Irracjonalne myśli wywołane wpływem narkotyku na percepcję, uruchomiły w mojej głowie motywy zapamiętane z obrazów bliskiego mi artrysty. Interpretując swoje narkotyczne rozważania, doszedłem do wniosku, że wywołane one zostały niechęcią wobec otaczającego mnie środowiska miejskiego, gdzie każdy jest sobie obcy i wrogi. Zauważyłem jak doskwiera mi wykluczenie z naturalnego środowiska, którego częścią jest człowiek. Przeszkadza mi zwierzęce lub wręcz przedmiotowe traktowanie człowieka, które odzwierciedlało charakter części otaczających mnie wówczas ludzi. Ich konsumpcjonistyczne podejście do świata (czego dowodzą wyobrażenia o zaspokajaniu jedynie swoich najprostszych potrzeb, takich jak jedzenie i wydalanie), stało się powodem mojego niepokoju i zapowiadziało zmiany. Ciekawe jest spostrzeżenie, że nie ważne którą z powyższych rzeczy chciałbym interpetować- narkotyczny trip, muzykę Aphex Twina, czy twórczość H.R. Gigera, a i tak posłużyłbym się pozostałymi dwoma w celu najwierniejszego zinterpetowania tematu.

    Kilka prac H.R. Gigera

  4. czytaj edit.

    Dostanie nie dostanie - rozważania są interesujące i moim zdaniem wcale nie odbiegają aż tak strasznie od głównego wątku. A jeżeli nawet, to bzdurą byłoby zakłądanie nowego threada do każdej anegdoty minimalnie odbiegającej od meritum tematu, czasem mam wrażenie że niektórzy się za bardzo wczuwają w rygorystyczne przestrzeganie zasad przez co to miejsce wiele traci. Przecież to forum czyli coś gdzie rozważa się na najróżniejsze tematy i tak jak w życiu realnym nie da się uniknąć zbaczania z nich. Każda stawiana teza powoduje tworzenie się dwóch nowych przeciwstawnych, inaczej pisanie na forum publicznym traci sens bo w końcu temat się wyczerpuje gdy wszyscy się ze sobą zgadzają a jest wiele pobocznych i interesujących kwestii które nie zawsze jest sens poruszać w zupełnie odrębnych tematach. W końcu ktoś kto chce zeżreć grzybulce powinien wiedzieć o zarówno tolerancji i jak i o różnych sposobach ich aplikowania. pzdr

    :ban: :pies:

  5. oczywiscie coś takiego jak tolerancja występuje ale nie w przeciągu godziny czy tam dwóch od zjedzenia pierwszych grzybów.

    ed. oczywiście dorzucanie w celu wzmożenia tripa ma sens w wypadku pochłonięcia odpowiednio wysokiej dawki substancji narkotycznej. Myślę że w wypadku zjedzenia powiedzmy 60 kapeluszy, zauważalną porcją wzmacniającą byłoby dojebanie połowy poprzedniej. przy mniejszych ilościach powiedzmy 15- 20 nie byłoby to na tyle zauważalne ale przedłużyłoby tripa.

  6. 1.jest to nie prawdą co piszesz, dlaczego niby miałoby nie klepać bardziej??? Im więcej psylocybiny trafi do organizmu w krótkim czasie tym dłużej i mocniej klepie. Załóżmy że zjadasz najpierw 25, potem dorzucasz 100 - i co ma cię bardziej nie klepać?? Właśnie dobrze jest dojeść do powiedzmy 50 po jakiś dwóch godzinach np. taką daweczkę 30 kapeluszy.

    2. świeże grzyby są jeszcze bardziej ciężkostrawne niż suszone. ja nie wiem co to za bzdury kolega wyżej wypisuje, przecież tego się czytać nie da - weź najpierw się zastanów a potem coś pisz bo ludzie opowiadają jakieś mity a ty w nie wierzysz jak dziecko. WSZYSTKIE GRZYBY, nie tylko te klepiące są cięzko strawną potrawą@!##@

    :zrzut:

  7. Kupuje płyty winylowe po 35 zeta za dwa kawałki, przez co tłumaczę sobie ściąganie mp3 z neta. Jak mi się bardzo podoba kawałek, to staram się go zdobyć na 12". Jednak nie wszystko jest dostępne na tym nośniku, dlatego posiadam parę giga bajtów tzw WANT LIST.

  8. po latach jarania lubię palić w samotności wtedy najlepiej się odprężam i zajmuję czym chce - nikt mi nie przeszkadza mogę się oddać w pełni swoim myślom i zachciankom. W głośniku obowiązkowo jakieś dnb. często siedzę po nocach nastukany w ciemnościach słucham lub robię muzę na kompie albo gram na dekach. kiedyś zawsze paliłem z towarzystwem, od czasu gdy robię to nieco rzadziej zdecydowanie bardziej mi służy puste mieszkanie. no i jazda na rowerze z dobrą muzyką wiadomo piękna sprawa.

  9. Czytam ten temat (w zasadzie cały dział :D) i nic na temat kupnych grzybków nie mogę znaleźć, tzn. kategorie grzybów ile i jak jeść itp. więc zapytam tutaj :D

    Słuchajcie, mam 4 giety grzybków, rzekomo Cubensis B+, ususzonych oczywiście i nie wiem ile i jak to zjeść :D. Kumpel mi powiedział, że 2 giety to jest minimum. Ogólnie mam w planach zjeść sobie całość na prawie pusty żołądek - wstanę rano i zjem jedną kanapkę tylko, żeby nie burczało :D. I teraz kilka pytań:

    1. Słyszałem, że psylocybina dobrze współpracuje z inhibitorami MAO i podobno całkiem dobrym z nich jest sok z czarnej porzeczki. Wiecie coś o tym?

    2. Jakiej i jak długo trwającej fazy mogę się spodziewać po tych 4 gramach, zakładając oczywiście, że to te jakieś B+?

    3. Podobno po zjedzeniu ich naczczo lub prawie naczczo (tak jak w moich planach) ma się straszne bóle brzucha. Pytanie moje: te bóle mogą wystąpić jeszcze w trakcie fazy, czy raczej po i jakie znacie (podobne wydajnościowo) sposoby spożywania grzybków bez negatywnych skutków ubocznych ;)?

    Na dniach może dam foto tego co dostałem :D

    gorący kubek knorr+ kubek+ grzyby :

    kroisz siekasz grzyby, wrzucasz do kubka, wrzucasz gorący kubek, zalewasz gorącą nie wrzącą wodą, zakrywasz czymś na trochę żeby się zaparzyło, można odczekać trochę żeby nie parzyło, wypijasz w kilku łykach, a danie ciepłe rozgrzewa żołądek i uruchamia systemy trawienne co powoduje wydzielenie krwi czy coś tam (nie wiem dokładnie ale lepiej i szybciej wchodzi), polecam. Gorąco polecam ;d

    podobne eksperymenty można robić sobie na przykład z zupą grzybową z "papierka" popularnie zwaną chińską czy też z innymi produktami typu insant spożywanymi na ciepło.

  10. ze dwa sezony temu zjadłem 120 małych suszonych grzybków w małych odstępach (to jest dojadałem co godzinę 20 zaczynając od 60), co było bardzo dobrym rozwiązaniem jak dla organizmu ważącego nieco więcej niż 60 kg. Chciałem więcej tylko że typ co z nami był miał nas już dosyć ;D. szczerze- nie było aż takiej różnicy jak powiedzmy po 80, może to za sprawą dorzucania, ale wydaje mi się jednak że 180 dałoby radę wszamać bez większych konsekwencji. Tak czy siak płakałem ze szczęścia, a wizuale były naprawdę potężne, szkoda tylko że byliśmy wtedy w mieście (co prawda na zamkniętym podwórku) co było troszkę przytłaczające. żeby nie było maks offtopu - oczy miałem rozjebane na maksa a następnego dnia źrenice w ciemniejszych pomieszczeniach wracały do formy dnia poprzedniego.

  11. Stąd rodzą się nowe zainteresowania, albo też rozwijają te które mieliśmy. Dla mnie dzięki Ganji i Salvi zaczęła się przygoda z "rolnictwem", wiele osób zmusiło to do zapoznania się z elektryka, czy działaniem wiertarki i piły;)

    A co by mnie mogło skłonic by o 3:30 wstawać i w deszczu leść w las by o świcie babrając się w błocie posadzić parę krzaczków?

    brawo za tę wypowiedź, zgadzam się w 95% - ja również dzięki uprawie zainteresowałem się ogrodnictwem- co rusz w domu na balkonie sadzę jakieś rukole, bazylie , mięte , robie sobie kiełki, jakieś kwiatki sadzę w donicach itd. Gdyby nie zainteresowanie outdoorem nigdy bym na to nie wpadł że wyhodowane przez siebie smakuje lepiej, a już na pewno nie poradziłbym sobie z taką uprawą. Na spota jeżdżę rowerem, przez cztery miechy wyrobiłem sobię zajebistą rowerową kondycję, a dzięki kontaktowi z naturą czuję się spełniony - przebywając wśród roślinności z którą na co dzień nie mam wiele do czynienia bo mieszkam w dużym mieście, przeżywam stany głębokiego uniesienia (co prawda w tej chwili już tego tak nie odczuwam jak na początku sezonu - ale nadal daje mi to siłę i zapał do kolejnych zmagań z naturą co zaowocuje nagrodą w postaci własnego palenia) . Ostatnio przebywając na spocie doszedłem do wniosku że dzięki temu że jestem dobry dla natury, nie tylko poprzez samą uprawę MJ, ale także ze względu na to że nie niszczę niepotrzebnie okolicznej roślinności, a wręcz poprawiam te przetrącone przeze mnie krzaki i przekrzywione gałęzie, nie śmiecę po sobie, nie płoszę świadomie zwierzyny (no oprócz trucia ślimaków) a ona (natura) odwdzięcza mi się za tę opiekę. Wiadomo że sobie to wkręcam, ale od jakiegoś czasu zauważyłem że rzeczywiście mnie natura nie tyka- nie mam kleszcza chociaż zapierdalam po krzunach, nie parzą mnie pokrzywy, nie gryzą tak maksymalnie komary,nie ujebał mnie bąk ani żadna osa, nie wyjebałem się na rowerze i nie połamałem rąk, nie wpadam do wody gdy przeskakuje przez mini rzeczkę itd. ogółem coś w tym jest albo to podświadomość jakaś która musi mieć olbrzymią siłę i dawać motywację do działania. :buch:

  12. popieram przedmówcę. nudne jest słuchanie o tym jakie kto ma małe sztuki jak mu majranem chrzczą - dajecie się robić w ch**a to dawajcie ale potem nie narzekajcie. Z biegiem czasu można się przyzwyczaić, jak się nie jara codziennie to nawet tych trzech dych nie szkoda, a tylko ciśnieniowcy się kłócą o to że sztuka za mała że za suche, że z cukrem itd. jak nie pasi niech w ogóle nie kupuje tylko niech czeka aż mu swoje wyrośnie. jasne że każdy z Was gdyby biegał to dawałby sztuki na 8 wbit 1.0 z wagi, co dzień skreślał połówki i dawał testery setce osób która do Ciebie zadzwoni.

  13. profanacja palić z fai zioło/hasz z tyteksem. masakra. fifa po czymś takim je**e ziemniakami i weź to opalaj. :o

    edyta: a co do tematu to zależy czy trafiają się tajniaki czy krawężniki w wypadku tych pierwszysch jest szansa i najlepiej im fifę po prostu pokazać, wtedy psy są pewne że już nic nie masz przy sobie (a ewentualnie masz w naszkach), a oni szukają raczej 100% dowodów i w większości wypadków karzą zbić. Jeden z wielu przykładów z życia jak mnie kiedyś z gibonami i fifą w kielni , sikającego w bramie o 3 w nocy dorwali to lewą ręką odwróciłem ich uwagę pokazując fifę a drugą wsadziłem ziółko w naszki. powiem wam że to był chyba największy fart mojego życia, pamiętam że miałem boksery, zioło ledwo się trzymało gumy od majtek i tak mnie przetrzepali jak nigdy, mówiąc "wiemy że to masz", sprawdzili wszystko i nic. myślałem już że jadę na psiarnie w celu przeszukania szczegółowego tj miejsc intymnych, ale tylko kazali zbić zajebaną lufę i dali spokój. po chwili spaliłem gibona ciesząc się z wolności i wychujania psów. a krawężniki to szmaty chcą się wykazać i przypierdalają się do wszystkiego.

  14. kiedyś krążyła plota że betadriny przy codziennym stosowaniu pierdolą wzrok podobno. wiadomo że to lek i na receptę ale je chyba można stosować nie dłużej niż ileś tam ale nie przez na przykład 5 miechów ;] Visine - według mnie najlepsze, choć sam rzadko kropelki zapuszczam.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Polityka prywatności link do Polityki Prywatności RODO - Strona tylko dla osób pełnoletnich, 18+