Skocz do zawartości
thc-thc

grower

trul

Użytkownik
  • Postów

    75
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Posts opublikowane przez trul

  1. Konsola PS3 i granie online daje mase rozrywki. Sezon ogórkowy za nami wiec z miłą chęcią będe odpalał swoją konsolke i fifki. Jak dla mnie najlepszą grą na zajebkę jest GTA4 w trybie deadmatch (jako fana strzelanek) choć bardzo mało osób wbija ostatnio bo gra lata młodości ma za sobą. Killzone 2 tez cniczego sobie no i GT5 też dobre na sativkową jazde

  2. Niech więcej ludzi pisze o MJ na blogach...
    dziennik-pesymistyczny.blog.onet.pl
    Proponuję autorowi wpisu podejść tam na jesień. Będzie jeszcze piękniej. przypominam sobie swoją pierwszą wyprawę po święte ziele. Serce biło ile fabryka dała a cały ten schiz tylko z powodu podejścia ludzi do roślinki i przepisów, które są do bani

     

     

    Znalazłem pewną zakazaną roślinkę całkowicie przypadkowo. Przechodziłem i znalazłem. Nie szukałem bynajmniej. Była już spora, ale nie nazwałbym ją dorodną.  Rosła sobie tuż przy betonowej płycie zostawionej w tym miejscu przez robotników budowlanych lata temu. Przebijała się do słoneczka walcząc z trawą i chwastami. Małe, rachityczne, niewielkie zielone ziele. Ale ziele, przecież.  I tu dochodzimy do sedna sprawy. Pewnie kilka osób już się domyśliło, o jakiej tu roślince mowa. Tak to ta… Ta nielegalna. Ziółko, za hodowlę, którego można trafić do aresztu. Od razu informuję służby mundurowe, że nie jestem w żaden sposób powiązany z zielem, które opisuję. Mój kontakt z nim był całkowicie przypadkowy. Ot, po prostu chciałem skrócić sobie drogę i tak jakoś się złożyło, że przechodziłem przez zielone tereny nieużytków i trafiłem na to nielegalne zielsko. Tak, poznałem, co to za roślina, ale nic z tym nie zrobiłem. Zostawiłem… – Niech sobie rośnie – pomyślałem. Żal mi się jej zrobiło. Ona taka nielegalna, ścigana przez służby mundurowe a jednak żywa przecież, więc, po co ją niszczyć. Cóż ona winna, że ustawą została skazana na zagładę. Przecież ona też chce żyć.  Zostawiłem i nie wracałem w to miejsce i pewnie już nie wrócę, bo może tam zasadzka jest przygotowana policyjna, na takich, co tam tę roślinkę odwiedzają? Może ona, choć marna to jednak stanie się początkiem wielkiego narkobiznesu? Kto wie, niebezpiecznie tam zaglądać, bo jak tu wytłumaczyć, że ja tylko tak z życzliwości do roślinki a nie w celach produkcji i zbytu materiałów odurzających. Pewnie o nielegalnej zielonej roślince zapomniałbym szybko gdybym nie przeczytał w jednej z lokalnych gazet notki o tym, że nasi dzielni policjanci znaleźli i zlikwidowali plantację konopii. Znajdowała się w lesie i jak informuje dziennik- służyła do produkcji marihuany. Jak wynika z lektury, rośliny uprawiał … piętnastolatek. W leśnych ostępach małolat uprawiał „34 sadzonki konopii o wysokości od 20 centymetrów do 1, 2 metra”. – 15-letni mieszkaniec Pionek, założyciel hodowli, tłumaczył się, że hodowlę prowadził na własny użytek. Uprawa została przez policjantów usunięta, a 15-latek zatrzymany – mówi oficer prasowy policji. Boże jedyny, jakie ja miałem szczęście. Dobrze, że mnie nie wzięło na ochronę tej mizernej roślinki. Przecież nie można wykluczyć, że ona tam rosła na wabia. I była pod ścisłą obserwacją służb. Oj, posiedziałbym za hodowlę. Jak to trzeba uważać gdzie się spaceruje. 

     

  3. Niech będą i wyciągnięte. Przynajmniej osiągnie swój cel niższym kosztem. Powodzenia tylko mu życzyć. ciekawe co by sie stało gdyby w każdy palacz zaczął wyprawiac coś takiego. To byłaby rewolucja na masową skalę. Pewnie część z takich aktywistów zostałaby zbesztana przez :policeman: za same siewki MJ. Obara jest już symbolem oporu wobec ustawy i niebiescy wiedzą, że stoi za nim armia prawników więc czekają na substancję aktywną. Zobaczymy co dalej

  4. OK. Jakie konkretnie odmiany mieliście - konkretnie - które były tak niesamowicie wrażliwe, że dobrze rosły przy 27 st C a chorowały przy 30 ? Jakie były te objawy chorób ? Konkretnie jakie ?

    Feminizowane wersje niestabilnych hybryd wymagają dużo od hodowcy. Według mnie taka przyśpieszona ewolucja gatunku ma taką właśnie wadę

  5. i rzeczywiście te białe liście to od zimna się robi poczytałem trochę po Google i znalazłem ze to wina przymrozków i wychłodzenia korzeni wiec dzięki wszystkim za pomoc

    niejeden juz takie rzeczy nawozem zalewał <_< a tu liczy się cierpliwość, empiryka, wnikliwa obserwacja i wynikająca z nich analiza

  6. Jestem na bank pewny że to od zimna i być może zbyt dużej wilgotności gleby...Mimo, że na dworze ostatnio było wręcz upalnie to nocki jeszcze zimne a sama gleba podobnie jak woda nagrzewa się znacznie wolniej od powietrza. aby się przekonac proponuję iść gdześ na dwór jak jest tak ciepło i wykopać mini dołek i dotknąć ziemii sprawdzając czy jest ciepła. Napewno będzie przyjemnie chłodna

  7. I własnie sentencja jest w tym aby zachować umiar ale to jest pojęcie subiektywne. Dla jednego umiar będzie jak będzie palił codziennie w roku i nie odbije się to na jego życiu a u kogoś innego w tej samej sytuacji coś sie posypie (np. zacznie chorować psychicznie badz fizycznie) czyli przekroczy swój limit. Ważne jest żeby znać swoje możliwości i wiedzieć kiedy powiedzieć stop MJ żeby wszystko się toczyło bez szkody dla nas a jednocześnie z bananem na mordzie

  8. ale są lasy liściaste i iglaste a ślimaka nie widziałem nigdy na szyszce ani na drzewie iglastym co do grzybów to większość jest obżarta przez te bydlaki

    i co więcej nie są to ślimaki "łąkowe" czy winniczki tylko zazwyczaj te bez domków na plecach w miejszym lub większym stadium rozwoju. Te mniejsze objadaja grzyby i inne roślinki i żeby stały się problemem musi dojść do inwazji a te duże skur****e bez skorum pewnie polują na owady lub coś jeszcze większego

  9. chill out man, twej pani nic nie dolega przeżyła atak zimy i nic jej nie zatrzyma juz. gdyby zmarzła to by sie powykręcała gorzej a w skrajnym przypadku liscie zaczełyby usychać na całej dlugości(korzeń kaput) i byłby koniec żywota

  10. jak był małą sadzonką dwu listną to mi ten automat sie sfimował bo wiatrak mieszajacy na niego padl i taki mutant wyszedl

    niesadze żeby od fimowania kolejne liście tworzyły się zdefektowane. to jakaś mutacja genetyczna albo niedobór fosforu

  11. Pozosta.la jeszcze kwestia czy nasiona f2 ktore posiadasz pochodzą z własnej przemyslanej krzyżówki czy z samozapylenia? w przypadku samozapylenia musisz liczyc się z hermieniem i coraz większą ilością nasion w paleniu

  12. Na tym zdjęciu całego liścia widać, że ma on 6maly paluszek dodany.Jakiś bonus? W kilku swoich też to zauwałyłem i mam to samo jak u ciebie ggggg, że mi więdnie końcówka palca z liscia od dolu tylko. Podejrzewam przelanie nawozem bo jak zrobilem nawozu na 0,5 l wody to miarka od leku jest w CenzurA niedokladna bo ciężko odmierzyc 1,25ml na te pol litra(wlało sie niecałe 2,5 bo zaduże napięciew powierzchniowe i tworzy sie wypukla powierzcnia cieczy w miarce

    Faktycznie danych wiecej napisz bo mozna porównać ze swoim

  13. Musisz się liczyc z częstym nawożeniem syntetycznym żeby samych badyli nie było ale lepiej dać porządną dawkę obornika lub jakiegoś innego składnika organicznego co poprawi strukturę i ulepszy pojemność wodną(dobrze byłoby wymieszać też z perlitem). Jeśli w pobliżu są iglaki to dodatkowo dolomit lub popioł drzewny na odkwaszenie tylko odmierzonych dawkach to wszystko( może poza perlitem) A jeśli to jest sam piach to lepiej donice wkopać i przywieżć ziemie z opakowania

  14. Troche wiadomości odnośnie sytuacji w holandii.Mowa jest tu o "tylnych drzwiach" czyli wejściu sortu od "nielegalnych rolnikow" na magazyny koffików. Swoją drogą zawsze myslałem, że towar w całości pochodzi tylko i wyłacznie z rządowych plantacji ale widocznie tak jest tylko w przypadku marihuany z aptek. Nawet w filmie national geographic mówili, że Arjan jeżdzi zawierac umowy z "utajnionymi dostawcami" czy jakoś tak. Też mi problem. Według mnie jeśli jest tak daleko posunięta depenalizacja/legalizacja to od poczatku do końca wszystko powinno kontrolować państwo a nie tworzyć system dostaw tylnymi dzwiami
     

     

    Krucjata przeciw coffee shopom

    Debata na temat legalizacji miękkich narkotyków w Polsce nabiera tempa. Tymczasem Holandia przymierza się do wycofania się z legalizacji narkotykowego nałogu. Koszty społeczne i polityczne okazały się zbyt wysokie. Czy to początek końca coffee shopów?

     

    Pod koniec ubiegłego roku Europejski Trybunał Sprawiedliwości orzekł, że w Holandii można zakazać obywatelom nieholenderskim wstępu do coffee shopów. Jakby w ślad za tym orzeczeniem centroprawicowy rząd premiera Marka Rutte zaproponował na początku tego roku, by obywateli, którzy korzystają z miękkich narkotyków, rejestrować.

     

    Coffee shopy, które są holenderskim symbolem swobodnego dostępu do miękkich środków, stałyby się w takiej sytuacji zamkniętymi klubami. Władze od kilku lat "odsuwają" też tego typu miejsca od szkół. Czy te sygnały świadczą, że coś się w holenderskim modelu polityki narkotykowej zmienia?
     
    Gedoogbeleid - czyli można, chociaż nie wolno
     
    Istotą tego modelu zawsze było założenie, że kryminalizacja tzw. miękkich narkotyków się nie opłaca, bo spycha obrót nimi do podziemia i generuje przestępczość. Prawdziwe społeczne zagrożenie stanowią natomiast narkotyki twarde - i to z ich obrotem oraz konsumpcją należy przede wszystkim walczyć. "Trawa w Holandii jest legalna" - to opinia tyleż powszechna, co nieco upraszczająca. W istocie jednak holenderskie podejście do narkotyków cechują dwa czynniki.
     
    Jeden to wspomniany już podział narkotyków na środki twarde i miękkie. Zapisano go już w 1928 r. w tzw. ustawie opiumowej. Była ona wielokrotnie nowelizowana, ale akurat to się w niej nie zmieniło.
     
    Kwestia druga to liberalny stosunek właśnie do środków miękkich - czyli pochodnych konopi. W latach 70. państwo w praktyce zdekryminalizowało (mocą nie tyle ustaw, co wytycznych) ich posiadanie na własny użytek. Dlatego ani używanie miękkich narkotyków, ani ich dystrybucja nie nastręczały szczególnych trudności. W całej Holandii zaczęły działać tzw. coffee shopy - dziś jest ich kilkaset - czyli po prostu kawiarnie, w których można się zaopatrzyć w niewielką ilość marihuany czy haszyszu na własny użytek. Każde takie miejsce jest koncesjonowane przez lokalne władze.
     
    Państwo po prostu przymyka oko - po holendersku nazywa się to: gedoogbeleid. Ale też nigdy nie było tak, by ta liberalna praktyka nie budziła kontrowersji i dyskusji, zarówno w Europie, jak i samej Holandii. Nie zmieniło się to również w ostatnich latach.
     
    Maastricht przeciw narkoturystyce
     
    Jako że Holandia pod względem podejścia do narkotyków stanowi liberalną wyspę, pojawić się tu musiało zjawisko turystyki narkotykowej. Problemy z nim związane najłatwiej jest zilustrować na przykładzie Maastricht. Położenie tego miasta, leżącego praktycznie na granicy belgijsko-niemieckiej, czyniło z niego dogodny cel takich podróży.
     
    Według władz Maastricht, w pierwszej połowie tamtej dekady lokalne coffee shopy odwiedzało ponad 10 tys. osób dziennie. 70 proc. tej liczby stanowili obcokrajowcy - zwłaszcza z Belgii, Francji i Niemiec. Wpadali do miasta albo "na skręta", albo "po skręta". Takie wyprawy wiązały się z zakłócaniem porządku w centrum Maastricht, jak również z problemem wywozu dużych ilości kupowanych na miejscu narkotyków za granicę. To już nie była tylko wewnętrzna sprawa Holandii.
     
    Jako pierwszy wyszedł temu naprzeciw burmistrz miasta, Gerd Leers, który objął urząd w 2002 r. Zaczęto po prostu egzekwować przepisy, na których przestrzeganie dotychczas przymykano oko - a więc np. to, czy coffee shop nie sprzedaje swoim klientom ilości przekraczających limity (jednorazowo kilka gramów narkotyku) albo czy sprawdza wiek klientów. Zaczęto też stosować sankcje - od 3-miesięcznego zakazu działalności za pierwsze uchybienie do zamknięcia na stałe za trzecie. Po pięciu latach z ponad 30 coffee shopów w Maastricht ostała się połowa.
     
    Leers rzucił również hasło "wypchnięcia" kafejek z centrum miasta do specjalnych stref na jego obrzeżach. Ten z kolei pomysł oprotestowała Belgia, bo w razie jego realizacji belgijscy obywatele mieliby do holenderskich narkotyków jeszcze bliżej niż dotychczas. Sprawa była powodem dyplomatycznych tarć pomiędzy dwoma krajami.
     
    Tylne drzwi dla przestępców
     
    Gerd Leers nie był bowiem zwolennikiem zakazów, wzywał natomiast do konsekwencji w stosowaniu prawa. Narkotykowe kafejki bowiem z jednej strony oficjalnie sprzedawały "niewielkie ilości" miękkich środków, z drugiej zaś: realny popyt (zwłaszcza turystyczny) znacząco przekraczał oficjalną podaż tych środków. Po prostu pojawiały się one w obiegu tylnymi drzwiami - a więc nielegalnie.
     
    Przykładem systemowych wynaturzeń, które z tego wynikały, była ubiegłoroczna sprawa coffee shopu "Checkpoint" z Terneuzen (w Zelandii, blisko granicy z Belgią). Zamiast dozwolonych 500 g miękkich narkotyków, sklep składował na zapleczu blisko… 200 kg marihuany. Oczywiście sprowadzał ją i następnie sprzedawał nielegalnie, głównie turystom z Belgii i Francji, zresztą przy cichym poparciu lokalnych władz. Właściciel "Checkpoint" został skazany na 10 mln euro grzywny i 16 miesięcy więzienia.
     
    Leers krytykował w systemie tę właśnie lukę, przez którą mogła się tam wedrzeć przestępczość. Mówił zatem o stanie prawnym, w którym produkcja narkotyków jest zabroniona, ale nikt nie sprawdza, skąd i w jakich ilościach coffee shopy je biorą. "Jeśli pozwala się piekarzowi, by sprzedawał chleb, nie można mu jednocześnie zabronić kupowania mąki" - obrazowo wyjaśniał w wywiadzie dla AFP.
     
    Unia Europejska pozwala zabraniać
     
    Władze Maastricht wykonały ważny krok w stronę ograniczenia narkotykowej turystyki - zabroniły obywatelom nieholenderskim wstępu do coffee shopów. Ten zakaz złamał w 2006 r. jeden z właścicieli, Marc Michael Josemans - w efekcie władze po prostu zamknęły jego kafejkę.
     
    Przedsiębiorca zaczął się od tej decyzji odwoływać; sprawa trafiła aż do Luksemburga. I Europejski Trybunał Sprawiedliwości orzekł w grudniu ubiegłego roku, że zakaz wstępu do coffee shopów dla "nierezydentów" (czyli po prostu: obywateli nieholenderskich) nie jest sprzeczny z unijnym prawem. Wraz z wydaniem tego orzeczenia władze holenderskich miast, które chciałyby pójść za przykładem Maastricht, zyskały poważny argument. Z ulgą odetchnęły władze Roosendaal (Brabancja), gdzie w 2009 r. wszystkie coffee shopy po prostu pozamykano.
     
    Znamienne jednak, że lokalni politycy - tacy jak Gerd Leers - nie opowiadali się za metodami represyjnymi, lecz właśnie za konsekwentną dekryminalizacją miękkich narkotyków. Burmistrzowie 10 przygranicznych miast próbowali w 2007 r. przekonywać Belgów i Niemców, że "nieposiadanie coffee shopów wcale nie redukuje popytu na konopie".
     
    Być może więc tu i ówdzie toczy się w Holandii walka przeciw turystyce narkotykowej, ale rzadko jest to walka z dostępem Holendrów do miękkich narkotyków.
     
    Od szkół z dala
     
    Spory nie mają tylko charakteru lokalnego. Pojawiła się też inicjatywa rządowa - wysunął ją gabinet poprzedniego premiera, Jana Petera Balkenende. Ten polityk o konserwatywnych jak na Holandię poglądach nie ukrywał swojego krytycznego stosunku do narkotyków.  Jesienią 2007 r. zaproponował, by coffee shopy, które znajdują się w odległości mniejszej niż 250 m od szkół, zostały albo zamknięte, albo pozbawione zezwoleń na sprzedaż miękkich narkotyków.
     
    Propozycja Balkenende została przez lewicę odsądzona od czci i wiary, ale z pewnością nie była głosem wołającego na puszczy. Jeszcze pod koniec XX w. strefę wolną od narkotyków wokół szkół wprowadziła Haga. W Rotterdamie znikły te coffee shopy, które znajdowały się w promieniu 500 m od szkoły - w sumie z ponad 60 kafejek w mieście zamknięta miała być prawie połowa. Najmocniej opierał się Amsterdam, w którym coffee shopy zostałyby dosłownie zdziesiątkowane.
     
    Ale jednocześnie rząd Balkenende nie miał nic naprzeciw legalizacji miękkich środków. Postulat odsunięcia ich od szkół nie miał ani oznaczać ich kryminalizacji, ani nawet nie był jej zapowiedzią. A dziennik "NRC Handelsblad" twierdził, że w Rotterdamie zamykanie coffee shopów wcale nie przełożyło się na spadek spożycia miękkich narkotyków. Wnioskował też, że kiedy władze Roosendaal "przykręciły śrubę" kafejkom, sprzedaż miękkich narkotyków wzrosła z kolei w pobliskiej Bredzie.
     
    Ta dyskusja toczy się również dziś i pokazuje, że linie podziału w holenderskim sporze o politykę narkotykową wcale nie są wytyczone jasno i raz na zawsze.
     
    Oblężona twierdza czyli przypadek Urk
     
    Przykładem zupełnie specyficznym, a i pokazującym holenderską różnorodność jest Urk - 18-tysięczne miasteczko na wybrzeżu Morza Północnego. Urk leży w holenderskim "pasie biblijnym" (De Bijbelgordel), czyli na ziemiach zamieszkałych przez konserwatywnych protestantów. O miasteczku zrobiło się głośno na przełomie lutego i marca.
     
    Burmistrz Urk, przy poparciu rady miejskiej, zaproponował wówczas zakaz posiadania i zażywania miękkich narkotyków w miejscach publicznych. Najważniejszą przesłanką zakazu miała być ochrona zdrowia dzieci i młodzieży, a karą za jego złamanie - wysoka grzywna.
     
    To był chyba pierwszy w Holandii akt lokalnego sprzeciwu wobec nie np. narkoturystyki, która jest ubocznym skutkiem państwowej zasady tolerancji, ale wobec samej zasady. Minister sprawiedliwości Ivo Opstelten ostrzegł już, że wprowadzenie strefy wolnej od miękkich narkotyków na terenie całego miasta jest nielegalne. Ale władze Urk - jak pisał kilka dni temu dziennik "Telegraaf" - nie dają za wygraną. Chcąc egzekwować zakaz, zamierzają m.in. używać psów tropiących.
     
    Na tle wielokulturowej i otwartej Holandii religijna społeczność Urk jest integralna i zamknięta. Widać natomiast na jej przykładzie, do jakiego stopnia lokalne władze mogą utrudnić życie właścicielom i klientom coffee shopów. Wszak takie miejsca działają w Holandii właśnie w porozumieniu z władzami lokalnymi. Silne poczucie samorządności staje niekiedy w poprzek państwowej polityki.
     
    Ukłon wobec populistów
     
    Premier Rutte sprawuje władzę od pół roku. Zapowiadane przezeń pomysły "przymknięcia drzwi" coffee shopów to efekt politycznych ustępstw wobec nacjonalistycznej partii PVV (Partia Wolności) Geerta Wildersa. "Narkotykowe" posunięcia rządu będą z pewnością oprotestowywane: "wolnościowcy" Wildersa z pewnością uznają je za zbyt ostrożne, zaś lewica - za zbyt inwazyjne. Zresztą gabinet Rutte oparty jest na niestabilnej większości i nie wiadomo, czy w ogóle zdąży jakiekolwiek zmiany wprowadzić.
     
    Jedno się w holenderskim podejściu do narkotyków z pewnością nie zmieni: to, co większości Holendrów będzie się wydawać konserwatywne, z perspektywy większości Europy nadal pozostanie liberalne.
     
  15. Ja może sie zbiore z ekipą i dojade ale nie wiadomo jak z $$ bede stał. Jedna nowelizacja już za nami i wydaje mi się, że to jednak krok na przód a nie wstecz.Teraz trzeba się domagać uprawy chć jednego planta na własny użytek bo mechanizm jest to najprostszy na likwidacje mafii

  16. Wczoraj wieczorem na tvn 24 odbylą się dobra wymian zdań na temat nowelizacji ustawy.Pan Maklowicz powiedzial wprost, że palił marihuane wielokrotnie bo istnieją kraje o innym spojrzeniu na tą używkę i nie zrujnowalo mu to kariery. Wielkie brawa za odwage i racjonalne spojrzenie na MJ. Oczywiście tylko poslanka PiS wykładala chore tezy "nie bo nie" i stwierdziła, że woli łoic wóde niż palić LOL.Patząc na tą partie niemam wątpliwości, że tok rozumowania pochodzi od wodza a rozum noszą w kieszeni

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Polityka prywatności link do Polityki Prywatności RODO - Strona tylko dla osób pełnoletnich, 18+