Wprowadzenie – legenda pod przykrywką pralni
W Radzwicach pod Kórnikiem, w niewielkiej wielkopolskiej miejscowości, jeszcze kilka lat temu stała niepozorna pralnia chemiczna. Z zewnątrz nic nie wskazywało na to, że właśnie tam kryje się największa w historii Polski nielegalna plantacja marihuany. To miejsce, które po dekonspiracji i likwidacji przez policję, zyskało status legendarnego punktu na mapie polskiego urbexu.
Dziś to ruina i zarazem pomnik wyobraźni oraz zuchwałości przestępców, którzy stworzyli podziemne narkotykowe imperium.
Jak działała ta „fabryka”
Pod przykrywką pralni chemicznej znajdował się rozbudowany kompleks o powierzchni blisko 1000 m². W środku rosło ponad 10 000 krzaków konopi indyjskich, niektóre sięgały 1,5 metra wysokości.
Przestępcy nie oszczędzali na technologii:
Hydrauliczne zapadnie i ukryte drzwi – wejścia do podziemnych hal wyglądały jak fragment ściany czy zwykła szafa.
Tunele ewakuacyjne – prowadziły aż do pobliskiego lasu, umożliwiając szybką ucieczkę.
System wentylacyjny – przemysłowe wentylatory tłoczyły powietrze, żeby rośliny miały idealne warunki i by z zewnątrz nie było czuć charakterystycznego zapachu marihuany.
Nawadnianie i oświetlenie – automatyka kontrolowała wilgotność, temperaturę i cykl światła, dzięki czemu rośliny rosły w tempie budzącym respekt nawet u legalnych hodowców z Holandii.
To nie była amatorska uprawa, a pełnoprawna fabryka narkotyków.
Policyjna dekonspiracja
Operacja CBŚP i prokuratury była szeroko zakrojona. Policja od dłuższego czasu obserwowała obiekt, aż wreszcie zdobyto nakaz wejścia.
Scena przypominała film akcji:
Funkcjonariusze wdarli się do pralni, a zamiast zwykłych maszyn do czyszczenia odzieży znaleźli ukryte wejście do podziemnego kompleksu.
W halach odkryto ponad 150 kg gotowego suszu konopnego i 40 kg marihuany przygotowanej do sprzedaży.
Zabezpieczono też ogromne ilości nawozów, lamp i sprzętu do dalszej uprawy.
Aresztowano 9 osób, w tym właściciela pralni i osoby odpowiedzialne za utrzymanie infrastruktury.
Dla śledczych było jasne: całość była zarządzana z profesjonalizmem właściwym raczej firmie farmaceutycznej niż grupie przestępczej.
Perspektywa eksploratora – urbex pełen napięcia
Po likwidacji plantacji do budynku zaczęli zaglądać urbexowcy. To, co zobaczyli, działało na wyobraźnię:
Ogromne hale wypełnione donicami – setki pustych pojemników, które kiedyś kryły rośliny.
Zwisające z sufitów lampy sodowe – niektóre wciąż pachniały przypaloną instalacją.
Cisza, w której słychać tylko kapanie wody – po wyłączeniu systemów nawadniania i wentylacji obiekt stał się labiryntem wilgoci i kurzu.
Zapach – choć lat minęło wiele, ściany i podłogi wciąż niosły aromat konopi, zmieszany z wonią rdzy i pleśni.
Dla eksploratorów to miejsce było jak kapsuła czasu, w której zatrzymał się moment rozbicia przestępczego imperium.
Kontekst historyczny i społeczny
Historia tej plantacji pokazuje dwie rzeczy:
Skalę i profesjonalizm – polska przestępczość narkotykowa potrafiła stworzyć strukturę, którą można porównać z największymi uprawami w Europie.
Pozory legalności – pralnia chemiczna była idealną przykrywką. Pokazuje to, że nawet najbardziej zwyczajne budynki mogą skrywać mroczne tajemnice.
Dla mieszkańców okolicy odkrycie było szokiem, a dla mediów – sensacją, która przez lata nie straciła na sile.
Podsumowanie
Największa w Polsce plantacja marihuany pozostaje dziś symbolem tego, jak przestępczość potrafi działać z rozmachem i precyzją. To również atrakcja dla pasjonatów urbexu, którzy wciąż dokumentują opuszczoną fabrykę.
Historia z Radzwic to opowieść o zuchwałości, technologii i upadku – przykład, że nawet najdoskonalszy plan w końcu wychodzi na jaw.
źródło: https://thc-thc.tv/2019/02/26/najwieksza-plantacja-marihuany-historia/