Witam
Ja swój ostatni trip jaki miałem to arcydzieło było na miarę Tolkiena, tyle że w kilkuminutowym streszczeniu. Od wielu lat interesuję się magią Enochaińską, medytacje itp. Po całodniowym leżakowaniu na patio idę do domu, puszczam sobie kawałki w częstotliwościach czakr i se myśle " wzmocnię medytację buszkiem". Przygotowałem pokój żeby za dużo na podłodze nie walało się gratów, w kadzielnicę dałem białej szałwii (boski aromacik) i dawaj. Kilka piekących poszło i oparłem się o ścianę, w klatce poczułem jakby balon ktoś zaczął pompować i do tego mocno coś tam wibrowało. Zamykam oczy i pociąg odjechał. Myślałem że jakieś aniołki i im podobne mnie nawiedzą a tu okazało się że byłem głazem porośniętym mchem na jakiejś polanie, dookoła tańczyły niby elfy ale bardziej owłosione. Muzyka, która tam wybrzmiewała, strasznie dudniła. Było dosyć ciemno na tej polanie ale imprezę rozjaśniały latające robaczki. W pewnym momencie jeden robaczek usiadł na mnie (na kamieniu znaczy) i zaczęło mnie to irytować bo swędziało. Nie mogłem się niestety ruszyć. Po kilku chwilkach podbiegł jeden z tych "elfów" i pacnął tego robaka, w tym momencie sie poruszyłem. Okazało się, że uderzyłem głową o szafkę stojącą obok. Otworzyłem oczy i pozostało tylko dudnienie w uszach i dziwne ciśnienie w klatce. Niestety to była ostatnia porcja liści jaką miałem.