Wrzody (dwunastniy) przestały mi dokuczać, może powstały na tle nerwowym i to przez to, że jestem spokojniejszy, nie wiem. Nerwów zdecydowanie mniej, nawet jak zdarzy się coś niedobrego, to łatwiej to ogarnąć na spokojnie. Prawie wyleczyłem się z prokrastynacji, po prostu robię co mam do zrobienia w danym momencie i nie robi na mnie wrażenia poziom komplikacji i istotność zadania. Alkohol mnie nie pociąga (oprócz winka własnej roboty ). A co do tego straszenia zrytym beretem to Ameryki nie odkryję, ale nie jaramy jak piec hutniczy na non-stopie, robimy co jakiś czas przerwy (najlepsza jest zasada, że im bardziej na przerwę nie mamy ochoty tym lepszy jest to na nią czas ) i jest elegancko. No i najlepiej jakiś waporyzerek zakupujemy, żeby nie syfić sobie płuc.