Skocz do zawartości
thc-thc

grower

Czesi wyruszyli na wojnę z marihuaną


Miś

Recommended Posts

Czesi wyruszyli na wojnę z marihuaną

 

Demonstracyjna akcja policji i dziesiątki aresztowanych osób położyły kres mitowi o kraju, gdzie miękkie narkotyki są legalne
Od kilku tygodni policja w Czechach masowo zamyka tzw. growshopy - sklepy z nasionami i sprzętem do hodowli marihuany. W ostatnich latach powstały ich setki.

Jeden z nich odwiedziłem niedawno w Pardubicach, przy spokojnej uliczce z parterowymi domkami. Na szyldzie napis: "Ogrodnictwo", przez okno w mrocznym wnętrzu widać plastikowe wiadra i konewki, widły i worki z nawozami.

Młody sprzedawca na pytanie o trawkę popukał ręką w ladę. Pod szkłem w kolorowych, foliowanych opakowaniach leżały nasiona rozmaitych odmian marihuany. Fachowo objaśniał, które są najlepsze dla początkujących osób, a które wymagają większego doświadczenia. - Ale za to po wyrośnięciu dają lepszego kopa - zapewniał.

Dał mi kilkustronicową broszurkę z instrukcją i szybko oszacował koszt sprzętu i chemikaliów niezbędnych do domowej mikrouprawy. Wyszło ponad 10 tys. koron (prawie 2 tys. zł). Podziękowałem.

 

Od nasionka do jointa
 
Właśnie do takich sklepów puka policja. Funkcjonariusze przedstawiają pisemne żądanie wydania sprzętu, nasion i chemikaliów, a potem zabierają sprzedawców i właścicieli do komisariatu. Często robią też rewizje w mieszkaniach.
 
Jak dotąd zarzuty postawiono 45 osobom, zarekwirowano towary warte kilka milionów koron. Zatrzymanym grożą kilkuletnie wyroki i przepadek skonfiskowanego mienia.
 
Wszystko z powodu orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego z ubiegłego roku - bo wreszcie w tej instancji zakończył się skomplikowany i długotrwały proces jednego z hodowców marihuany. Sędziowie uznali, że jeśli ktoś sprzedaje towary oraz instrukcję tworzącą łańcuch "od nasionka do jointa", popełnia poważne przestępstwo "szerzenia toksykomanii" zagrożone wieloletnim więzieniem.
 
Według czeskiego prawa narkotyki - zarówno "miękkie", jak i "twarde" - są nielegalne i zabronione, ale posiadanie "niewielkiej ilości" na własny użytek nie jest przestępstwem, tylko wykroczeniem. Ponieważ przez lata nie wiadomo było, co dokładnie znaczy "niewielka ilość", policja i sądy masowo wsadzały do więzień nastolatki za jednego jointa czy tabletkę ecstasy.
 
Ale na początku 2010 r. weszło w życie rozporządzenie ministerstwa sprawiedliwości, które dokładnie określiło "niewielką ilość": w przypadku marihuany jest to mniej niż 15 g suszu, haszyszu - 5 g, heroiny - 1,5 g, kokainy - 1 g.
 
Przyłapanym z mniejszą ilością narkotyku nie grozi już więzienie, tylko grzywna, a zamiast policyjnego śledztwa - postępowanie administracyjne. Policji nie opłaca się takich wykroczeń ścigać, bo nie poprawia to statystyk wykrywalności.
 
W efekcie zapach trawki czuć w całym kraju. Niespecjalnie się kryjąc, ludzie palą w gospodach, parkach, na plażach czy w kolejkach do wyciągów narciarskich.
 
Nie ma zmiłuj
 
Wysyp growshopów był odpowiedzią na rosnące zapotrzebowanie. Za kilkanaście tysięcy koron można było w nich kupić coś, co zmontowane, wysiane i regularnie podlewane, po dwóch-trzech miesiącach dawało ciekawe zbiory. Z biegiem czasu zaczęły się jednak mnożyć wątpliwości prawne i zapisy ministerialnego rozporządzenia kilkakrotnie precyzowano.
 
- Obecna praktyka jest taka, że jeśli kogoś faktycznie chce się postawić przed sądem, to trzeba oddać zarekwirowaną marihuanę do laboratorium i zbadać zawartość psychoaktywnej substancji THC. To komplikacja, która zniechęca policjantów do działania - wyjaśnia Lubomir Szlapka, dyrektor antynarkotykowego stowarzyszenia Most Nadziei w Moście. - Jeśli zatem znajdą u kogoś w domu trzy rośliny, czasem kończy się to grzywną. Jeśli złapią na dyskotece chłopaka z pięcioma jointami, też dadzą mu spokój.
 
Szlapka ze śmiechem opowiada o przypadkach kompromitacji stróżów prawa. Pewnego razu chwalili się np. mediom odkryciem wielkiej plantacji na górskim zboczu, z dziesiątkami tysięcy konopnych roślinek. Ale badania laboratoryjne wykazały, że to zwykłe konopie, nie indyjskie. Tych ostatnich też trochę rosło w tym gąszczu, ale tak zaniedbanych, że zawartość THC była w nich śladowa.
 
- Jeśli jednak znajdą przy kimś paczkę z 250 gramami suszu, to nie ma zmiłuj. Wiadomo, że to diler, i dostaje kilkuletni wyrok - podkreśla Szlapka.
 
Tylko w ubiegłym roku odkryto w Czechach 199 hodowli konopi. Podczas policyjnych akcji znaleziono też 563 kg suszonej marihuany. Większość właścicieli aresztowano, czekają na wieloletnie wyroki więzienia.
 
Szlapka ostrzega też, że przyłapanym na prowadzeniu samochodu nawet ze śladowymi ilościami THC we krwi grożą bardzo surowe kary, a policjantów wyposażono w odpowiedni sprzęt do badania.
 
Wylewanie piwa do ścieków
 
Media są jednak sceptyczne wobec akcji przeciwko growshopom. Komentatorzy drwią, że przypomina czasy prohibicji w USA i wylewanie piwa do ścieków Chicago.
 
Jedna z gazet odkryła, że growshopy nie tylko działały legalnie, ale niekiedy wręcz były wspierane przez administrację. Władze pewnego regionu, chcąc promować ruch turystyczny, wydały specjalną kartę, która osobom wędrującym po okolicznych górach dawała kilkuprocentowe zniżki w pensjonatach i restauracjach, o 5 proc. taniej mogli też robić zakupy w lokalnym growshopie. Teraz zlikwidowała go policja.
 
Mnożą się pytania, czy ta nadgorliwość nie zachęci policjantów do najazdów na zwykłe sklepy ogrodnicze albo nawet sieciowe supermarkety. Już dochodzi do paradoksalnych sytuacji. - Zarekwirowali mi worki z nawozem i taczkę, grożą więzieniem, a dwie ulice dalej jest OBI z takim samym sprzętem! - wściekał się w telewizji jeden z dotkniętych represjami właścicieli sklepów. - Czy jak przestanę ludzi instruować w sprawie hodowli i zdejmę z półek nawóz, nie będzie to już "łańcuch produkcyjny" i będę mógł pracować dalej?
 
Szlapka zajmuje się antynarkotykową prewencją od 17 lat, ale takich akcji pochwalić nie może. Jego zdaniem podjęto środki nieproporcjonalne do zagrożenia. - Oby nasza policja wykazywała podobne talenty i zdecydowanie w zwalczaniu przemytu heroiny czy cracku - mówi.
 
W wielu przypadkach mnożą się wątpliwości prawne. Proces małżeństwa, które twierdzi, że w niewielkiej przydomowej szklarni hodowało konopie tylko na własne lecznicze potrzeby, wlecze się już od kilku lat, a jego końca nie widać.



Cały tekst: http://wyborcza.pl/1,75477,15050005,Czesi_wyruszyli_na_wojne_z_marihuana.html#ixzz2m9TxIRmR

 

 

Odnośnik do komentarza
Share on other sites

Wizja Czecha palacza jest mocno zarysowana w medialnych nagonkach brukowych.

Prawda jaką widać jest mała liczba palących i w cale nie czuć "trawki" na ulicach może w Pradze częściej.

Raz poczuliśmy w barze na początku września i to tyle do targów w Pradze.

 

Na czeskich ulicach za to widać bardziej narkomanów zniszczonych heroiną (wyglądają jak chodzące trupy) robiąc zakupy nie koniecznie rodziny chcą widzieć ten widok.

 

W Pradze na każdym rogu ulicy stoi czarnoskóry mężczyzna proponujący cyt "hash,lsd, ganja" scena niczym na Bronx'ie-myślę że narkoturystyka tam ma się dobrze a władze nie są w stanie nad tym zapanować.

Widać gołym okiem Czechom na głowę weszli Bułgarzy i Murzyni handlujący wszędzie i na pewno władzą to się nie podoba więc chcą to wytępić i nie dziwię się.

 

Co do kontroli Policyjnych i Granicznych ostatnich miesiącach odbyła w PL Konferencja Klimatyczna i wtedy tylko kontrole były mocniej zaostrzone i to wszystko.

 

Czeska policja nie zakłóca spokoju ludzi bez konkretnego powodu, czyli w porównaniu do PL gdzie człowiek w dredach to potencjalny posiadacz narkotyków i trzeba go "z inwigilować".

 

Są to osoby kulturalne które nie patrzą się przez szybę z podejrzeniem "a coś na pewno się znajdzie" ale usuwają się z kadru by być nie widocznym. Kontrolują to co mają i nic więcej ich nie obchodzi.

 

 

Odnośnik do komentarza
Share on other sites

Gość
This topic is now closed to further replies.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Polityka prywatności link do Polityki Prywatności RODO - Strona tylko dla osób pełnoletnich, 18+